Kildemand był zawadiaką i miał po prostu charakter do tego sportu. Na torze nie odpuszczał, dzięki czemu w swoim najllepszym czasie był jednym z najbardziej widowiskowych zawodników na świecie. Kontuzje zniszczyły mu jednak karierę. Wykorzystał swoją szansę Popularny "Pająk" spędził parę lat w niższych ligach zanim trafił do elity. W wieku 25 lat zadebiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej w barwach klubu z Częstochowy. Już w swoim pierwszym meczu na torze w Lesznie pokazał swój charakter do żużla, gdzie walczył wręcz na noże z Przemysławem Pawlickim. Wychowanek Unii po wyścigu nie opanował swoich emocji i uderzył Duńczyka w kask. Ten jednak odjechał niewzruszony całą sytuacją. Sezon skończył ze średnią 1,822, co było bardzo dobrym rezultatem, jak na debiut wśród najlepszych. W kolejnym sezonie dołączył do beniaminka z Rzeszowa, gdzie zrobił kolejny krok do przodu. Wykręcił równe 2 punkty na bieg i był 15. najskuteczniejszym zawodnikiem PGE Ekstraligi. Stał się jedną z gwiazd, a ponadto dawał o sobie znać również w Grand Prix, gdzie regularnie plasował się w czołówce. Przypomnijmy, że nie był stałym uczestnikiem, a tylko pierwszym rezerwowym. O mało się w nim nie utrzymał, a dodatkowo wygrał turniej w Horsens, czyli w swoim kraju. To zrujnowało mu karierę Wszystko szło zgodnie z planem. Kildemandowi wróżono bogatą karierę, a sam został zauważony przez Unię Leszno, czyli ówczesnego mistrza Polski. Tu jednak zaczęły się pierwsze problemy, które spotęgowały kolejne. U progu sezonu zanotował fatalną kraksę z Patrykiem Dudkiem w Gorzowie w Memoriale Edwarda Jancarza. Poprawił ją kilkanaście dni później w Danii, gdzie poważnie obił sobie żebra. Następnie wystąpił w meczu w Lesznie, gdzie nie potrafił utrzymać motocykla i doprowadził do kontuzji juniora z Torunia. Dwa lata spędzone w Lesznie były totalnym niewypałem i niekończącymi się urazami Duńczyka. Praktycznie co jakiś czas brał udział w mniej lub bardziej poważnym upadku, gdzie doznawał kolejnych kontuzji. Te zastopowały jego karierę, która przedtem nabierała wielkiego rozpędu. Wypadł z Grand Prix, a po kolejnych dwóch nieudanych sezonach w Tarnowie oraz Gorzowie także z Ekstraligi. Do obu rozgrywek już nigdy nie wrócił. Stoczy walkę o skład Od ubiegłego sezonu reprezentuje klub Texom Stali Rzeszów. Jego dyspozycja zmusiła go do zejścia do 2. Ligi. Warunki na Podkarpaciu były o tyle korzystne, że Peter przystał na tę propozycję. Oczekiwano od niego trochę więcej, bo były uczestnik mistrzostw świata zdobywał średnio nieco poniżej dwóch "oczek" na wyścig. Po awansie przedłużono z nim jednak kontrakt na sezon 2024. Tu czeka go walka o skład, bo ten jest bardzo szeroki. Prawdopodobnie stoczy go wraz z Krystianem Pieszczkiem i Jacobem Thorssellem. Rzeszowianie wiedzą o co walczą, więc tam nie będzie żadnych sentymentów. Możliwe, że zrekompensuje to sobie startami w Krakowie, bo właśnie ten ośrodek ma być ich zapleczem. Ma to wyglądać podobnie jak przed laty z Lesznem i Rawiczem.