Jak można łatwo wyliczyć, najlepsza żużlowa liga świata oferuje zawodnikom zagranicznym i Polakom powyżej 23. roku życia 40 miejsc - po pięć w każdym z ośmiu klubów. Od tego sezonu liczba tychże skurczyła się do 32, bo osiem z nich trafiło do grona zawodników do lat 24. O angaż w najlepszej żużlowej lidze świata trudno było już od kilku lat, bo prezesi woleli stawiać na sprawdzone nazwiska, a nie na młodszych, mniej doświadczonych, ale bardziej perspektywicznych zawodników. Teraz jest o to jeszcze trudniej, bo przy niezmienionym popycie, podaż zmalała. W najbliższych latach możemy być świadkami zabetonowania ligi. - Regulaminowy zapis o zawodniku do lat 24 zabetonował PGE Ekstraligę, ale to nic dziwnego. Można było się tego spodziewać - mówi w rozmowie z Interią Wojciech Dankiewicz, ekspert Canal+. - Pewnie każdy zawodnik chciałby jeździć w najlepszej, najszybszej i najbogatszej lidze świata, ale liczba miejsc jest ograniczona. Żużlowcy cenią sobie też stabilizację, więc do dużych transferów nie dochodzi zbyt często. To powoduje, że najlepsi żużlowcy zaplecza mogą mieć problem z dostaniem się na szczyt - mówi Dankiewicz. Bellego i Tarasienko szczęśliwcami O tym, jak trudno dostać się do elity, przekonało się w tym roku kilku zawodników. Oskar Fajfer, Tobiasz Musielak, czy Andriej Lebiediew to tylko kilku żużlowców, którzy przed rozpoczęciem negocjacji z klubami mieli ekstraligowe aspiracje, ale ich plany spaliły na panewce. Dlaczego? Większość klubów PGE Ekstraligi nie zmienia podstawowego zestawienia. - Na zapleczu - to też dobre określenie, bo faktycznie eWinner 1. Liga jest takim zapleczem - PGE Ekstraligi jest kilku zawodników, którzy mogliby sobie poradzić w najlepszej żużlowej lidze świata. Choćby Nicolai Klindt, który narzekał na wprowadzenie przepisu o zawodniku do lat 24. Znakomicie prezentowali się Tomasz Gapiński, czy Patrick Hansen, a Tobiasz Musielak nie tylko ten sezon miał dobry. Tych zawodników kilku jest - wymienia Wojciech Dankiewicz. - Dla nich motywacją muszą być zawodnicy Polonii - David Bellego i Wadim Tarasienko. Przeszli do PGE Ekstraligi po kilku latach w niższych ligach i pokazali, że się da, tylko musi nadejść odpowiedni moment - mówi ekspert Canal+. Raz wypadasz i nie wracasz? Patrząc na to, jak potoczyły się losy zawodników, którzy zostali zmuszeni do zejścia ligę niżej, można dojść do wniosku, że jeśli raz się z elity wypadnie, powrót może być niemożliwy. Za przykład może tu posłużyć Michael Jepsen Jensen, czy Niels Kristian Iversen - obaj startowali nie tak dawno temu w cyklu Grand Prix, ten drugi zdobył nawet medal IMŚ, a teraz nikt nie myśli o nich jako o zawodnikach ekstraligowych. Wojciech Dankiewicz zgadza się z tym stwierdzeniem tylko częściowo. - Z jednej strony ma pan rację. To trochę jak w życiu, czy w innych sportach, gdzie w pewnym momencie zaczyna się schodzić ze sceny. Z drugiej strony żużel jest specyficzny. Poza zawodnikiem ważny jest też sprzęt. On potrafi zawodnika zbudować i zrujnować. Kto wie, może ci zawodnicy, którzy w pewnym momencie zostaną zmuszeni do opuszczenia szeregów elity, później zdołają powrócić dzięki lepszej formie - podsumowuje ekspert stacji Canal+.