W tym sezonie głównie z powodu kontuzji lista jego osiągnięć praktycznie się nie powiększyła. Sympatyczny wychowanek tarnowskiej Unii twierdzi, że to jeden z najgorszych sezonów w jego karierze. Poniżej przedstawiamy krótką rozmowę z Januszem Kołodziejem, przeprowadzoną po meczu w Częstochowie. Mecz z Włókniarzem nie był w Twoim wykonaniu najlepszy. Wywalczyłeś tylko pięć punktów. Szczerze mówiąc, to myślałem, że zdobyłem tylko trzy oczka. Tak czy inaczej trudno określić mój występ innym słowem niż tragedia. Nasz zespół przypomina na wyjazdach grupę adeptów, która dopiero uczy się jeździć na żużlu. Częstochowski tor był wymagający, ale to w żaden sposób nas nie tłumaczy. Ja nie mogłem sobie na nim poradzić. Na dodatek zanotowałem upadek, mimo że zawsze staram się jeździć bardzo bezpiecznie. Sędzia wykluczył mnie, a nie Ryana Sullivana, choć równie dobrze mógł podjąć inną decyzję. Moim zdaniem Ryan wyprzedzając mnie, niepotrzebnie trącił mój motocykl. Sędzia zdecydował inaczej, ale najważniejsze, że nic mi się nie stało. Nie ma co ukrywać, że dzisiaj byliśmy zespołem znacznie gorszym, ja także wypadłem bardzo słabo. Dzisiejsze spotkanie śledziła garstka częstochowskich kibiców. Jak myślisz dlaczego? - W Polsce uchwalono beznadziejne przepisy, dlatego kibiców jest coraz mniej. Uważamy się za bardzo mądrych ludzi, ale Szwedzi i Anglicy są znacznie mądrzejsi, a ich rozgrywki są znacznie lepiej zorganizowane. Dlatego liga szwedzka i angielska do końca sezonu są emocjonujące i przyciągają kibiców na trybuny. Myślę, że powinno się powrócić do klasycznego systemu playoff. -Tegoroczny sezon w Twoim wykonaniu jest znacznie słabszy. Gdzie leży przyczyna - w kontuzjach czy kłopotach sprzętowych? - Na pewno nie był to dla mnie udany rok. Praktycznie nie wywalczyłem żadnego trofeum. Niczym się nie wyróżniałem. Końcówka sezonu w moim wykonaniu to nieporozumienie. Mojej słabej formy nie tłumaczą kontuzje. Przerwa w startach dała mi czas na przemyślenia nad sensem życia. Dochodziłem do różnych wniosków, ale postanowiłem, że dalej będę się ścigał na żużlu. Mogę powiedzieć, że w tym roku zamiast robić postępy, to się cofnąłem. Ile prawdy jest w stwierdzeniu, że atmosfera w Unii Tarnów nie jest w tym roku najlepsza? - W tym roku mieliśmy kłopoty różnego rodzaju. Kontuzje przetrzebiły nam kadrę, pojawiły się kłopoty finansowe, nie potrafiliśmy także we właściwy sposób przygotować naszego toru do spotkań ligowych. Wszystko to spowodowało, że do naszego obozu wkradła się niepotrzebna nerwowość, co doprowadziło do konfliktów i sporów. Nie mogę powiedzieć, żeby było pod tym względem tragicznie, ale to nam na pewno nie pomogło w osiąganiu dobrych wyników. Widać po dzisiejszym meczu, że praktycznie nie istniejemy na torze. Początek sezonu był bardzo dobry dla Unii, ale teraz jesteśmy bezradni. Leżymy na ziemi, a ktoś nas jeszcze kopie. Tak to właśnie wygląda. Każdego roku masz propozycje z innych klubów, ale ty je odrzucasz i pozostajesz wierny Unii. Czy w przyszłym sezonie będzie podobnie? - Jestem bardzo młodym zawodnikiem i tak naprawdę trudno jest mi wyobrazić siebie w innym klubie. Od początku, kiedy jeżdżę na żużlu, moim celem jest podnoszenie swoich umiejętności, bo chcę w tym sezonie osiągnąć jak najwięcej. Jeżeli będzie taka sytuacja, że w Tarnowie nie będę się mógł rozwijać, to wtedy będę zmuszony opuścić Unię. Muszę mieć stworzone odpowiednie warunki - mieć środki na przygotowanie sprzętu i na starty w Anglii i Szwecji. Żużlowcy bardzo dużo zarabiają, ale równie dużo wydają na sprzęt. W tym roku jestem stratny z powodu kontuzji, bo wiele pieniędzy zainwestowałem w przygotowanie motocykli. Czekam na propozycje, dzięki którym będę się mógł rozwijać. Tarnów jest mi bardzo bliski, ale jeśli warunki nie będą zadowalające, to będę się musiał rozejrzeć za nowym klubem. Bartłomiej Romanek, Częstochowa