Radosław Majewski, dyrektor sportowy i rzecznik klubu mówi nam, że nie było tematu zadłużenia wobec zawodników po sezonie 2022, a teraz nie ma tematu kredytów i pożyczek na budowę składu. Start miał wydać milion na podpisy Z dwóch różnych źródeł słyszymy, że Start miał wziąć 400 tysięcy złotych kredytu, a dodatkowe pół miliona pożyczyli właściciele. Wszystko po to, żeby zbudować skład, który wygra drugą ligę. Według niepotwierdzonych informacji Start miał wydać na podpisy zawodników milion złotych. 250 tysięcy na Sama Mastera, 210 na Josha Pickeringa, 180 na Tima Sorensena, 120 na Kacpra Gomólskiego, 100 na Huberta Łęgowika i Jespera Knudsena, wreszcie 50 na Mikołaja Czaplę. W Starcie tłumaczą, że skład jest kosztowny, ale bez przesady - Skład jest kosztowny, ale bez przesady - mówi nam Majewski. - Nie wzięliśmy na budowę tej drużyny nawet złotówki kredytu, ani też żadnej pożyczki. Poza tym kwoty krążące w przestrzeni publicznej to nie są te, jakie dostali zawodnicy. A już na pewno nie płaciliśmy więcej niż dwieście za podpis Mastersowi i Pickeringowi. Majewski podkreśla, że Start nie płaci kosmicznych stawek, a zawodnicy, którzy chcieli duże pieniądze, nie zostali zatrudnieni. Swoją drogą, to rozmowy o pieniądzach w pierwszej i drugiej lidze są bardzo dziwne. Z jednej strony kluby zgodnie podkreślają, że nie przesadziły z kasą, a z drugiej w PZM mówią wprost, że działacze podpisali kontrakty, a teraz zastanawiają się, skąd wezmą na to pieniądze. Mówi się też o tym, że kontrakty w pierwszej lidze są na poziomie Ekstraligi sprzed kilku lat, a w drugiej lidze płaci się tak, jak do niedawna w pierwszej. Czytaj także: W tym niemiecki talent jest gorszy od Polaka