Adam Lyczmański zanim zaczął działać w bydgoskim klubie (obecnie już tego nie robi, podobnie jak wszystkie inne osoby niegdyś tam działające), był sędzią piłkarskim. Zaszedł wysoko, gwizdał mecze Ekstraklasy, otrzymywał prestiżowe nagrody, w młodym wieku był jednym z lepszych polskich arbitrów. Zdarzył się mu kiedyś mecz, o którym zapewne pamięta do dzisiaj. Jednym z zawodników na boisku był Szymon Marciniak, który początkowo w futbolu widział się bardziej w roli piłkarza niż sędziego właśnie. Lyczmański pokazał mu słuszną czerwoną kartkę. Marciniak wściekły zwyzywał sędziego, powiedział że kogoś tak słabego jeszcze nie widział. Ten nie pozostał dłużny. Zaproponował, by Marciniak sam został sędzią, skoro uważa się za takiego mądrego. Po kilku dniach pan Szymon był już na kursie. Czy warto było pokłócić się z sędzią? Chyba jednak warto. Postrach sędziów teraz jest postrachem piłkarzy Marciniak z Lyczmańskim zaliczył jedną z wielu kłótni, które miał na boisku w trakcie krótkiej kariery zawodniczej. Może trudno w to uwierzyć, ale był bardzo krnąbrnym, paskudnym dla sędziów zawodnikiem. Podważał ich decyzje, obśmiewał, zawsze twierdził że się mylą. Może przeczuwał, że to on powinien sędziować? W każdym razie arbitrzy znali go z tego, że zawsze pyskuje. Ale to Lyczmański jako pierwszy zaproponował mu zmianę profesji i wzięcie się za gwizdek. Obecny Marciniak wciąż jest bardzo zdecydowany w reakcjach, ale tym razem jest to już jak najbardziej pożądane. Wielu piłkarzy mówi wprost, że to najlepszy sędzia z jakim mieli do czynienia. Zresztą nieprzypadkowo Marciniaka wybrano do sędziowania finału mundialu. To dowód na pozycję, jaką ma w światowej hierarchii. I mimo pojedynczych narzekań na jego rzekome błędy w finale, dostał niemal same najwyższe oceny. A jeszcze na początku XXI wieku kłócił się z sędziami jako zawodnik. Lyczmański w żużlu sędzią już nie był, ale też miał funkcję kierowniczą Gdy Adam Lyczmański dołączył do grona osób pomagających społecznie w żużlowej Polonii, początkowo prowadził im na przykład treningi w okresie zimowym. Pomagał utrzymać formę, bo przecież jako sędzia także musiał o to dbać. W sezonie był na wielu treningach, na większości meczów. Często stał i mierzył żużlowcom czasy. Niektórymi opiekował się osobiście, pomagając w wielu sprawach. Tak postępował na przykład wobec Damiana Adamczaka. W 2017 roku powierzono mu rolę kierownika drużyny. Przez kilka lat miał te uprawnienia i regularnie prowadził drużynę w meczach. Co prawda w żużlu kierownik drużyny to w zasadzie figurant, ale jednak wciąż brzmi reprezentatywnie. Z czasem Lyczmański, podobnie jak reszta współpracujących z klubem osób, wycofał się z tej "zabawy". Powody zna on sam oraz wspomniane osoby. Walasek na sędziego! Idąc tokiem historii Marciniaka, może należałoby zaproponować rolę sędziego Grzegorzowi Walaskowi, który wielokrotnie miał starcia z arbitrami, a jego awanturę w Częstochowie do dziś wspomina się podczas wielu żużlowych spotkań. Walasek krzyczał wówczas podobne rzeczy, które Marciniak zarzucał Lyczmańskiemu. Chciał wejść na wieżyczkę i samemu zająć się tematem. Może rzeczywiście powinien to zrobić? Póki co jednak, wciąż jest aktywnym żużlowcem. Pytanie, czy Walasek podobnie jak Marciniak byłby w stanie okiełznać swój wybuchowy charakter. Żaden zawodnik nie traktowałby poważnie sędziego, który tak łatwo daje się ponosić emocjom. Marciniak do sędziowania po prostu dojrzał, a Walasek jest o kilka lat starszy niż on i mimo tego wciąż widać u niego "charakterek". Gdyby jednak mistrz Polski 2004 zajął się sędziowaniem i zaszedł np. do turniejów Grand Prix, byłaby to historia godna porównania z tą Marciniaka i Lyczmańskiego. Czytaj także: Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata