Lindbaeck to postać wywołująca duże emocje. Zawodnik od początku kariery przeszedł różne okresy. Raz Szwed miał już dosyć sportu i kończył karierę, by w pewnym momencie zasługiwać na miano czołowego żużlowca świata. Po sezonie 2020 ówczesny 35-latek powiedział pas. Decyzja nie dziwiła, bo jego forma daleka była od optymalnej. Wydawało się, że żużlowiec odnajdzie się w nowym życiu, zakładając m.in. kanał na YouTube. Miłość do sportu wróciła, dlatego po kilku miesiącach Szwed ponownie znalazł się na torze w rodzimej lidze. Szybko poszedł on za ciosem, podpisując kontrakt Gnieźnie. Oprócz przywożenia punktów Lindbaeck będzie opiekunem utalentowanego Philipa Hellstroem-Baengsa. Czy jednak Szwed udźwignie ciężar przywożenia cennych zwycięstw? Z jednej strony dysponuje on sporym talentem. Wznowienia kariery zazwyczaj kończyły się jednak niepowodzeniem. Próbowali Crump i Sullivan O trudach powrotu przekonał się Jason Crump. Australijczyk to jedna z największych gwiazd żużla. Trzy mistrzostwa świata, łącznie dziesięć medali w Grand Prix. Przez wiele lat również status gwiazda Ekstraligi. W dość młodym, jak na żużlowca, wieku (37 lat), postanowił on skończyć karierę. W 2019 roku Australijczyk sensacyjnie znalazł się lidze angielskiej. Od tamtego momentu żużlowcowi zdarzały się przebłyski, jak choćby zajęcie trzeciego miejsca w indywidualnych mistrzostwach Wielkiej Brytanii w 2020 roku. Sezon 2021 skończył się dla niego pechowo. Australijczyk zaliczył paskudny wypadek, łapiąc kontuzję. Krótki rozbrat z żużlem wystarczył, by kompletnie rozregulował się Ryana Sullivana. Do 2012 roku był on jednym z najlepszych zawodników Ekstraligi, zawsze osiągając średnią powyżej dwóch punktów na bieg. Mowa także o zawodniku, który w 2002 roku zdobył brązowy medal IMŚ. W 2013 roku zakończył on karierę. Oficjalne chodziło o kontuzję ręki, ale najpewniej chodziło o brak porozumienia na linii zawodnik - Unibax. W tym samym roku Australijczyk dołączył do drużyny. Pomysł okazał się nietrafiony. Blask żużlowca gdzieś uleciał i głównie przywoził on zera. Polacy wracali w słabym stylu Niektórzy Polacy też chcieli pokazać sobie, że potrafią. Po przerwie swoich sił spróbował Paweł Hlib. Wychowanek Stali Gorzów jako junior pokazywał spory talent, potwierdzając to zdobyciem brązowego medalu IMŚJ w 2007 roku. Za seniora tak dobrze mu nie szło, dlatego szybko pożegnał się z Ekstraligą. Nawet na zapleczu jego wyniki nie powalały. Sezon 2013 potwierdził, że Hlib wyraźnie traci do najlepszych. Zrozumiał to sam zawodnik, kończąc karierę. Po kilku latach gorzowianin dał sobie jeszcze jedną szansę. Przeciętne wyniki w drugoligowym Krośnie ostatecznie wyrzuciły mu żużel z głowy. Podobnym przypadkiem był Karol Ząbik. Mowa o mistrzu świata juniorów z 2006 roku. Jako junior potrafił wygrywać Apatorowi Toruń mecze. Niestety jego karierę zahamowały kontuzje. Przez nie co chwilę przerywał on karierę. Gdy wracał i nabierał rytmu, znów hamował go poważny uraz. W 2015 roku zawodnik ostatecznie powiedział dość, bojąc się o swoje zdrowie. Nazwisk znajdziemy więcej. Jacek Gollob zaliczył nieudany powrót w 2016 roku, gdzie trochę z konieczności wsparł zespół Polonii Bydgoszcz. Karierę próbował reaktywować też Mikołaj Curyło. Jego starania spełzły na niczym. Wiltshire jest wyjątkiem Być może Lindbaeck nie pójdzie drogą wyżej wymienionych. Zdarzył się przypadek, gdy wznowienie kariery okazało się świetną decyzją. Taką podjął Todd Wiltshire. Brązowy medalista IMŚ na początku 1992 roku złapał kontuzję kręgosłupa, wykluczającą go ze startów na kilka lat. Wydawało się, że to koniec. Żużlowiec powrócił jednak w 1997 roku. 29-latek rozjeździł się w 1. Lidze, po czym w 2000 roku przeszedł do ekstraligowej Polonii Bydgoszcz. To był świetny transfer dla obu stron. Bydgoszczanie zdobyli cennego zawodnika, a ten złapał formę, dzięki której zdobywał złote medale z reprezentacją, a także powrócił do walki o IMŚ.