Inflacja w polskim żużlu uderzy po kieszeni mniej zamożonych zawodników Sezon 2022 za pasem, a zawodnicy są już po konkretnych zakupach. Trzeba przecież zaopatrzyć się w silniki, cały osprzęt, busa, zapłacić ZUS, mechaników i całą masę innych rzeczy. - Czuć wzrost cen, ale będąc szczery nie patrzymy na to i po prostu płacimy - mówi nam Krzysztof Cegielski, menedżer Janusza Kołodzieja i szef stowarzyszenia żużlowców "Metanol". - Myślę, że jeśli chodzi o wielkość wydatków, to najlepsi zawodnicy - ci, którzy zarabiają duże sumy, nie patrzą na to tylko kupują to, co potrzebują. Im mniej zamożny żużlowiec tym bardziej ogląda każdą złotówkę. Problem wzrostu cen tak bardzo nie boli tych z PGE Ekstraligi czy Grand Prix, bo oni będą inwestować i tak chcąc być najlepszym - tłumaczy - Nie wykluczam jednak, że przykładowy zawodnik może zamówić sobie na przykład dwa silniki zamiast trzech. Te dwa z pewnego źródła, bo często bywa tak, że dokupywało się jeszcze jeden, ale bardziej dla testów, bez większego przekonania. Być może trzeba teraz na wydatki spoglądać nieco bardziej racjonalnie - dodaje. Inflacja uderzy w polskie kluby Inflacja w tym roku zgodnie z opiniami ekspertów może wzrosnąć jeszcze bardziej, więc problem z pewnością będzie rósł. Przekonają się o tym klubowi działacze, którzy przy negocjowaniu nowych umów z zawodnikami mogą spodziewać się podwyżek. To oczywiście jedna strona medalu, bo druga to bieżące wydatki w ciągu roku (m.in. koszty energii), które nadal mogą rosnąć. - Zawsze na końcu płacą za wszystko kluby. Rosną ceny części, usług, tunerów, a zawodnik żąda od swojego pracodawcy większego wynagrodzenia. Kontrakty zawodnicze w ostatnim czasie z pewnością nieco wzrosły - analizuje Cegielski. A jak w tym wszystkim odnajdują się mechanicy? Ci widząc, że ich szefowie zarabiają miliony, a do tego inflacja sprawia, że trudniej oszczędzać, mogliby wykorzystać sytuację i żądać podwyżek. Zdaniem naszego rozmówcy nic takiego nie ma jednak miejsca. - Każdy chce więcej zarabiać, ale wcale nie jest tak, że te stawki u mechaników jakoś wzrosły. Takiej tendencji nie ma. Najlepsi zarabiają dużo, a ci nowi muszą się uczyć. Z mechanikami generalnie jest tak, że jest ich na rynku za mało - podobnie jak żużlowców. Ten rynek został zdominowany przez polskich fachowców - zarówno jeśli chodzi o jakość jak i pracowitość oraz zaangażowanie. - Pamiętajmy jednak, że to jest bardzo ciężka praca. Zresztą zwróćmy też uwagę, że coraz więcej młodych zawodników stać na to, aby zatrudnić doświadczonego mechanika, który spokojnie mógłby pracować u kogoś z Grand Prix. Wybiera jednak taką drogą ze względu na spokojniejszą pracę, mniejszy stres i większy wpływ na zawodnika, bo ten młodszy chętniej słucha porad i wskazówek - zakończył Cegielski.