Jakub Czosnyka, Interia.pl: Jak się panu żyje w Szwecji? Piotr Żyto, żużlowy menedżer i trener szwedzkich klubów: Rospiggarny Hallstavik i Vargarny Norrköping: Od trzech dni wróciła zima. I to taka porządna, bo napadało ponad 30 centrymetrów śniegu. Radzimy jednak sobie. Prowadzę w Rospiggarnie treningi z młodzieżą cztery razy w tygodniu. Mamy treninig na sali i siłowni. Jest co robić. Generalnie można powiedzieć, że wyróżniamy się na tle innych klubów, bo w Szwecji takie przygotowania nie są normą. Rozumiem, że na stałe mieszka pan w Szwecji? Ostatnio przyjechałem do Polski na seminarium trenerów i instruktorów żużlowych, jednak większość czasu spędzam w Szwecji. Treningi trzeba prowadzić. Ciężko wyrwać się na dłużej. Zadomowił się w Szwecji i nie myśli o powrocie do kraju Odpoczywa pan od polskiego piekiełka? Na pewno w Szwecji jest większy spokój, mniej stresu. Wszystko wygląda inaczej. Nie ma tego biegania i wariactwa. To fajna sprawa. Wiąże pan swoją przyszłość ze Szwecją na dłużej? W Rospiggarnie mam podpisany kontrakt. Jestem asystentem Petera Janssona, a w Vargarnie mam być pierwszym trenerem. Skala pracy będzie bardzo duża. A powrót do Polski? Zobaczymy, co przyniesie życie, ale w tym roku na pewno nie. Na polski żużel się pan jednak nie obraził. A czemu miałbym się obrażać? Jestem profesjonalistą. Pracuję tam, gdzie mnie chcą. Teraz jestem w Szwecji i jest dobrze. Nie widzę powodu, aby to zmieniać. Ile zarabia trener żużlowy w Szwecji? Finanse to są prywatne sprawy. Tutaj trenerzy pracują zawodowo na co dzień, a przyjeżdżając na mecze poświęcają swój prywatny czas. Ja natomiast jestem pewnym wyjątkiem. Mogę natomiast powiedzieć, że wielkiej różnicy w zarobkach nie ma. Żużel w Szwecji przechodzi kryzys finansowy Jak pan ocenia sytuację żużla w Szwecji? Coraz więcej mówi się, że z kolan wstaje liga angielska i to ona będzie numerem dwa zaraz po polskiej. W Anglii trzeba mieć swoją bazę sprzętową i mechaników. Tam się nie dojedzie z całym sprzętem w jeden dzień. Szwecja jest więc o tyle lepsza, że wsiadają zawodnicy na prom w poniedziałek i we wtorek mają mecz. Poza wszystkim sądzę, że zarobki ciągle są nieco większe w Szwecji, choć z drugiej strony w Anglii mamy więcej meczów. Widzę jednak z bliska, że Szwedzi mocno inwestują w pracę z młodzieżą. To powinno zaprocentować w przyszłości pojawieniem się nowych, zdolnych zawodników. Oczywiście do Polski Anglia czy Szwecja w ogóle nie może się równać. U nas w kraju są potężne pieniądze w klubach. Myślę, że ta różnica może mieć negatywny wpływ na inne ligi. Zwróćmy uwagę, że w Szwecji spółki skarbu państwa nie dotują żużla tak jak ma to miejsce w Polsce. Sami zawodnicy w zimie często pracują, aby zarobić na sprzęt. Gdy z kolei mówimy o młodzieży, to niestety ale ich rozwój spoczywa na finansowych barkach rodziców. Sami muszą inwestować w sprzęt. Jeśli kogoś na to nie stać, to robi się problem. Myślę, że nie jest to bez wpływu na rozwój całego żużla w Szwecji. Zresztą mam świeżo w głowie, jak to wygląda na przykład w Zielonej Górze, gdzie ostatnio pracowałem. Tam młodzież ma wszystko, łącznie z warsztatem i mechanikami dostępnymi przez cały tydzień. To jest kolosalna różnica. Optymizmem nie napawa też fakt, że co chwilę słyszymy o upadłości kolejnego klubu w Szwecji. Teraz niektóre kluby zmieniły model realizacji kontraktów zawodniczych. Po pierwsze nie płaci się za podpis pod kontraktem, bo nie ma na to pieniędzy. Po drugie zawodnik dostaje kasę za przyjazd na mecz oraz punktówkę. Nie ma już ryczałtów. Bywały takie sytuacje, że niezależnie, ile punktów zdobył dany zawodników, to i tak dostawał tyle samo pieniędzy. Nie była to motywacyjna sprawa. Ostatnio rzeczywiście padł klub z Avesty - niedawny mistrz Szwecji. Myślę, że to może być efekt niegospodarności. W moich klubach te tematy są pokładane. Patrzy się na pieniądze i nie wydaje się więcej, niż się ma. To dlatego Zagar wyśmiał ligę szwedzką Całkiem niedawno Matej Zagar udzielił wywiadu Wirtualnej Polsce, w którym starty w lidze szwedzkiej nazwał nieporozumieniem. Słoweniec wspomniał, że miał problem z odzyskaniem należnych mu pieniędzy właśnie ze strony Rospiggarny - klubu, w którym pan pracuje. Wie pan, Matej to też bardzo specyficzny zawodnik. Pewnie trochę musiał poczekać, ale dostał swoje pieniądze. W zasadzie za wiele nam nie pomógł sportowo, ale wynagrodzenie otrzymał. Ta sytuacja wiąże się też ze zmianą podejścia do wynagradzania zawodników, o czym wspominałem wcześniej. Zapewniam, że w innych klubach było znacznie gorzej. Masarna Avesta ogłosiła upadłość, a swoich pieniędzy na oczy nie zobaczą Przemysław Pawlicki i Krzysztof Buczkowski. To jest bardzo przykre. U nas takich sytuacji nie ma. Zobacz również: Wynalazek chirurga dał mu złoto. Był niczym Pele, czy Elvis