Żużlowcy spędzają zimową przerwę od czarnego sportu na różne sposoby. Niektórzy z nich decydują się na wyjazd do ciepłych krajów, gdzie łączą przyjemne z pożytecznym. Do tego grona należą między innymi Paweł Miesiąc czy Patryk Wojdyło. Obaj panowie ścigają się obecnie w Argentynie i z dobrym skutkiem walczą o tytuł indywidualnego mistrza tego kraju. W Australii są z kolei na przykład Tai Woffinden oraz Rohan Tungate. O poranku wybierają się oni z rodzinami na plażę, a wieczorem rywalizują w turniejach towarzyskich. W skrócie - wilk syty i owca cała. Żużlowcy wyjechali na zamarznięte jeziora Paru zawodników igra jednak z ogniem, bo inaczej nie da się nazwać próby wyjazdu na zamarznięte jezioro. Przez ostatnie tygodnie na Facebooku czy Instagramie przewinęło się kilka filmików, na których kibice mogli oglądać ich popisy. Te materiały mocno zaniepokoiły Jana Krzystyniaka. Legenda czarnego sportu zaproponowała więc inny sposób na spędzenie wolnego czasu. Co warto zaznaczyć, znacznie bezpieczniejszy sposób. - To absolutna głupota. To nic kompletnie nie daje. Jeżeli zawodnik już tak bardzo chce szybko wyjechać na motocyklu, to pogoda teraz sprzyja, żeby pojeździć sobie na przykład na crossie. Mamy odwilż, w związku z czym ziemia jest mokra i rozmokła, czyli obecnie są warunki, które wymagają dużego wysiłku i kondycji - oznajmił ekspert w rozmowie z Interią. Wybrali jazdę na lodzie zamiast zawodów Widząc żużlowców kręcących kółka na lodzie dochodzimy do jeszcze jednego absurdu. Całkiem niedawno do organizowanego przez PZM turnieju gwiazdkowego zgłosiła się zaledwie jedna osoba, a tłumaczono to zbyt dużym ryzykiem odniesienia kontuzji. Wielu zawodnikom jazda po zamarzniętym jeziorze już tak jednak nie przeszkadza. - Zawodnicy odmówili jednak startu, a teraz sami się pchają w jeszcze większe niebezpieczeństwo. Nie wiem czy ci panowie oglądają telewizję. Mamy przecież mnóstwo przykładów, kiedy lód łamie się pod ludźmi, pod samochodami. Oni zaś jadą po nim motocyklem. Przecież te ostatnie mrozy nie były wcale takie potężne, aby grubość lodu pozwalała na spokojne wejście. Po tym okresie jaki był, to szczyt głupoty wychodzić na zamarznięte jeziora czy rzeki - zakończył Jan Krzystyniak. Czytaj także: Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata