Włodzimierz Szwendrowski zadebiutował w zawodach w sezonie 1947, tuż po drugiej wojnie światowej. Nie był to jeszcze żużel taki, jaki znamy ze współczesnych spotkań. Startowano na maszynach szosowych, przystosowanych tylko do ścigania się na owalnych torach. Mimo nastoletniego wieku Szwendrowski imponował na nich zręcznością. Nie było w tym nic dziwnego, jak przyznawał w swej autobiografii, jako dziecko często wybierał się na przejażdżkę motocyklami serwisowanymi w warsztacie jego ojca. Krzysztof Cugowski dostał od niego fortepian W 1949 roku przesiadł się już na dedykowaną speedwayowi maszynę, a 2 lata później przeniósł się już z Ogniwa Lublin do klubu z Bytomia. W sezonie 1951, mając zaledwie 20 lat, wywalczył tytuł indywidualnego mistrza kraju. - Lublin na jego punkcie szalał, choć on jeździł w tym klubie krótko - opisywał po latach wychowany w tym mieście Krzysztof Cugowski. - Jak byłem dzieckiem to moim idolem był Włodzimierz Szwendrowski. W latach 50-tych to był absolutnie najlepszy zawodnik - dodawał. - Był jednym z tych zawodników, o których krążyły legendy. To były takie opowieści z trzeciej ręki, bo telewizji wtedy nie było i szczęśliwy był ten, kto mógł zobaczyć Szwendrowskiego na żywo - mówił o nim wokalista. Szwendrowski miał spory wpływ na młodego wówczas Cugowskiego nie tylko ze względu na to, że ten uważał go za idola. - Z moim pierwszym idolem jest też związana taka żużlowo-muzyczna historia. Właściwie to moi rodzice mieli z nim bardzo śmieszny i symptomatyczny epizod. Otóż w 57 roku kupili od niego pianino. Ja wtedy szedłem do szkoły muzycznej i z tego pianina korzystałem. W transakcji nie uczestniczyłem, ale tak oto w moich związkach z muzyką pojawił się żużlowy element - powiedział Cugowski. Dziennikarz Jerzy Kraśnicki wyjaśniał na łamach Kuriera Lubelskiego, że ojciec żużlowca pragnął by jego syn został pianistą, ale jego ciągnęło do zupełnie innej ścieżki życiowej. Nie oznacza to jednak, że Szwendrowski skupiał się w życiu wyłącznie na czarnym sporcie. Ukończył studia budowlane na Politechnice. Więzienie wyhamowało jego karierę Syn lubelskiej ziemi wkrótce zamienił Bytom na Łódź, ale nie zwalniał tempa. Przeszedł do historii jako piewszy Polak, który zdołał pokonać w wyścigu słynnego Petera Cravena z Wielkiej Brytanii. Na swoim rozkładzie miał także choćby Barry’ego Briggsa czy Ove Fundina. Triumfował w Kryterium Asów, zajmował wysokie lokaty w prestiżowym wówczas Memoriale Alfreda Smoczyka, a w 1955 dołożył do swej kolekcji drugi tytuł mistrza kraju. Udało mu się nawet awansować do kontynentalnego finału indywidualnych mistrzostw świata. Jego kariera wyhamowała w 1958 roku, gdy został skazany na 2 lata więzenia za śmiertelne potrącenie przechodnia na jednej z łódzkich ulic. Po wyjściu zza krat wrócił jeszcze na tor i ścigał się z niezłym skutkiem, ale po dwóch sezonach zakończył karierę. Włodzimierz Szwendrowski zmarł w Lublinie 9 marca 2013 roku. - Szwendrowskiego poznałem osobiście w czasach współczesnych. Mieszkał w Lublinie, więc w końcu na siebie wpadliśmy. Już nie żyje, ale cieszę się, że po wielu, wielu latach mogłem się z nim spotkać, uścisnąć dłoń i powspominać czasy, kiedy zawodnicy startowali na "gumę od majtek". Tak było. Siedział pan, który na znak sędziego puszczał gumę i to miało swoje plusy, bo nie było czegoś takiego jak awaria maszyny startowej - wspomniał Cugowski w swym felietonie na łamach Polskiego Żużla.