Ich dni w klubie są policzone. Drugi raz działaczy nie nabiorą
Marcin Murawski, prezes ZOOleszcz GKM-u Grudziądz wystąpił w Magazynie PGE Ekstraligi i w zasadzie pogroził palcem polskim gwiazdom zespołu. Wygląda na to, że GKM zaliczy kolejny sezon bez play-off, a to już nikogo w klubie nie interesuje. Za słabe wyniki zapłacą Krzysztof Kasprzak i Przemysław Pawlicki, którzy rok temu nabrali działaczy dobrą końcówką (przedłużono z nimi kontrakty), ale kolejny raz taki numer nie przejdzie.
ZOOleszcz GKM notował dobre wyniki tak długo, jak długo dobrze spisywali się krajowi seniorzy: Krzysztof Kasprzak i Przemysław Pawlicki. Gdy oni obniżyli noty, to z drużyny, która po dwóch kolejkach była liderem, nie zostało nic. GKM chce jakoś ratować ten sezon, ale już myśli o następnym. Bez Kasprzaka i Pawlickiego, bo w ich przemianę nikt nie wierzy.
Kasprzak i Pawlicki stali się przeciętnymi, czy wręcz słabymi zawodnikami z powodu problemów sprzętowych. Trudno jednak winą za kiepską jazdę obarczać ich silniki. Oni są od tego, żeby taki silnik dopasować, a nie potrafią tego zrobić.
Kasprzak jest zagubiony od jakiegoś czasu. Właściwie od momentu, gdy w parku maszyn nie może liczyć na pomoc taty Zenona. Dopóki on dbał o jego sprzęt, to były wyniki. Kasprzak został jednak sam ze swoimi przyzwyczajeniami. Najgorsze jest to, że nikogo nie słucha. Kiedy w klubie podpowiadają mu pewne rozwiązania, kiedy pomocną dłoń wyciągają ludzie z teamu Wadima Tarasienki, to Kasprzak zupełnie nie bierze tego pod uwagę. Robi swoje, a to droga donikąd.
Jeśli chodzi o Pawlickiego, to nie ma drugiego zawodnika w Polsce, który byłby skłócony z tyloma tunerami i mechanikami. W jego teamie nie ma stabilizacji. Nie ma jej też w działaniach samego zawodnika. Potrafi wygrać bieg z Maciejem Janowskim, a potem zmienić drastycznie ustawienia i przegrać kolejny bieg. Każdy łapie się za głowę, nikt nie wie o co chodzi.
GKM zrobi teraz wszystko, by na sezon 2023 zbudować skład bez dwóch najsłabszych ogniw. Lada moment rozdzwonią się telefony tych zawodników, których w Grudziądzu przyjęliby z otwartymi ramionami.
Łatwo jednak nie będzie. GKM już rok i dwa lata temu grał mocno na transferowej giełdzie. Uderzono nawet do Taia Woffindena. Ci najlepsi się jednak rozleniwili. Każdy z nich dostaje ogromną kasę i nie potrzebuje zmiany barw klubowych, żeby zarobić 100 czy 200 tysięcy złotych więcej.
Niewykluczone, że GKM, w razie niepowodzenia z zawodnikami z listy życzeń zaryzykuje i postawi na takich, którzy marzą o wielkiej szansie i karierze. Drugi raz na Kasprzaka i Pawlickiego nikt się nie da nabrać.