Po przyznaniu stałych dzikich kart na sezon 2024 w Polsce najbardziej przeżywano brak na liście Macieja Janowskiego. Po pierwszych występach reprezentanta naszego kraju chyba już tylko najwięksi jego zwolennicy wypominają to władzom cyklu. Na największego nieobecnego wyłania się teraz Max Fricke. Pominięcie Australijczyka również miało na celu poszerzenie liczby krajów. Jego rodacy w cyklu się utrzymali, dlatego on został z niego wyproszony (brak stałej dzikiej karty) i teraz będziemy oglądać Niemca i Łotysza. PGE Ekstraliga. Max Fricke wystrzelił z formą Jeszcze przed inauguracją PGE Ekstraligi w GKM-ie obawiano się o Fricke'a. 28-latek słabo wyglądał w sparingach, w klubie nie wiedzieli, czy w lidze odpali. Już wiemy, że odpalił. W domowym meczu z Orlen Oil Motorem wywalczył 12 punktów, a w Zielonej Górze 16 punktów z bonusem. Zarówno w jednym, jak i w drugim spotkaniu wystartował sześciokrotnie. To daje mu wysoką średnią biegową 2,417.Tak mocny Fricke jest zaskoczeniem dla wielu kibiców i ekspertów. Przypomnijmy słaby początek zeszłorocznych zmagań. Po kilku pierwszych meczach kibice z Grudziądza wieszali na nim psy, został ojcem porażki GKM-u na własnym torze z Fogo Unią Leszno. Z uwagi na kontakty swojego menedżera Tomasza Gaszyńskiego mógł podczas meczów rozmawiać telefonicznie z Tomaszem Gollobem. Legendarny żużlowiec mu doradzał, mówił, co zrobił źle, jednak nie zdało to egzaminu. Złapał formę, kiedy skorzystał z silników Ashleya Hollowaya.Już w poprzednim sezonie były mistrz świata juniorów był liderem grudziądzan na torze oraz liderem na liście płac. Zarobił więcej od samego Nickiego Pedersena. Miał wystawić faktury na ponad 2,4 miliona złotych. Wiele wskazuje na to, że w 2024 roku zarobi jeszcze więcej. Kontrakt gwarantuje mu milion za podpis i 10 tysięcy za każdy zdobyty punkt. Tych punktów uzbierał już 29, a to tylko początek. Przed nim jeszcze dwanaście lub czternaście spotkań. Przychód może zwalać z nóg. Były selekcjoner reprezentacji Polski wywiesił białą flagę. Córka nie wytrzymała Za chwilę cykl Grand Prix bez australijskiej gwiazdy W sobotę rozpocznie się rywalizacja o tytuł indywidualnego mistrza świata. Cykl zostanie zainaugurowany w Gorican, natomiast 11 maja przeniesie się do Warszawy, gdzie znów najlepsi żużlowcy na świecie pościgają się na PGE Narodowym. Bilety wciąż są w sprzedaży. Turniej zapowiada się arcyciekawie, szkoda tylko, że zabraknie Fricke'a, który w stolicy naszego kraju już raz wygrał. Miało to miejsce w 2022 roku.Pod wrażeniem rozwoju umiejętności Fricke'a jest Piotr Markuszewski, były żużlowiec GKM-u Grudziądz. - Może być wielkim nieobecnym w cyklu. Jest bardzo waleczny, szybko wyciąga wnioski. Mam nadzieję, że wróci do Grand Prix i zdobędzie tytuł mistrza świata. Odnalazł się w Grudziądzu, ma wokół siebie menedżera i mechaników, wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Widać, że do jazdy podchodzi ze spokojną głową - powiedział nam Markuszewski. Emeryt ośmieszył polską gwiazdę. Liczą już tylko na cud