Kluby prześcigają się w pomysłach na przedstawienie nowych żużlowców. Jeszcze kilka lat temu wystarczyło zdjęcie danego zawodnika z kontraktem w ręce. Teraz to już nie wystarczy. Kluby zrobiły z prezentacji zawodników wielki spektakl, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Tak naprawdę podczas okienka transferowego niczego się nie dowiadujemy. Oficjalnie przedstawia się tych, o których od dawna wiemy. Kluczowe ruchy dopinane są jeszcze w trakcie poprzednich rozgrywek. - Kluby nie mają wyjścia. Trzeba robić z tego akcje, żeby wzrosła marketingowa wartość transferu. Przecież sportowo żadnych zaskoczeń być nie może. Wszystko wiemy. A dzięki takim akcjom jak w Lublinie czy w Grudziądzu ludzie w tych miastach mówią właśnie o tym, jak to wszystko zostało rozegrane. Śmiem twierdzić, że nawet GKM marketingowo rozegrał to jeszcze lepiej. Wbili szpileczkę Kasprzakowi - uważa Jacek Gumowski. Nie liczy się to, że mają Michelsena. Ważne jest to, że świetnie to pokazali Zasadniczo bardzo krytykowany jest powszechny proceder dogadywania zawodników na długo przed rozpoczęciem okresu transferowego. Powoduje to absurdalne sytuacje, w których 1 listopada nie ma już nikogo wartościowego do wzięcia. Jacek Gumowski zauważa jednak, że kluby później wykorzystują to marketingowo. Mogą opakować dany transfer i zrobić tym duży rozgłos. Tak więc wychodzi na to, że kuriozum z okresem transferowym ma jednak jakieś plusy. - To właśnie jest ten największy. Częstochowa mówi teraz o tym, w jaki sposób przedstawiono Michelsena. Sama informacja o transferze niczego by nie wniosła. Mamy tymczasem pomysłową akcję, dzięki której klub zyskał rozgłos. Chciałbym zobaczyć badania wartości marketingowej niektórych klubów w pierwszej połowie listopada. To na pewno bardzo dobre liczby - kończy. Czytaj także: Czystka w klubie. Prezes puszcza oko do Zmarzlika