Przede wszystkim dobrze się bawić W obecnych czasach bardzo dba się o wizerunek zawodnika. Każdy profesjonalny sportowiec ma osobę odpowiedzialną za to, żeby wyglądać w mediach możliwie jak najbardziej poważnie. Bardzo rzadko zdarza się, by jakikolwiek żużlowiec został przyłapany na piciu czy paleniu papierosów. Oczywiste, że to tylko ludzie i zapewne także korzystają z tych używek, ale nie robią tego jawnie. Tak jawnie, jak robił to Henrik Gustafsson, legenda Polonii Bydgoszcz i człowiek nad Brdą uwielbiany do dziś. Jeśli zapytać kibica Polonii z co najmniej 20-letnim stażem o popularnego "Henkę", odpowiedź będzie zawsze taka sama. Dobry zawodnik, luźny człowiek. Luźny niemal w każdym tego słowa znaczeniu. Wielokrotnie w dni przedmeczowe był widywany w bydgoskich lokalach, często w stanie mocno wskazującym. Nikt jednak nie zwracał uwagi na to, bo w niedzielę Gustafsson wsiadał na motocykl i robił np. 12+2. A po zawodach odpalał papierosa, otwierał zimne piwo i wychodził z parku maszyn. Z racji bardzo towarzyskiego usposobienia, zawodnik był oczywiście uwielbiany przez kibiców. Nigdy nie odmawiał zdjęć i autografów, mając przy tym bardzo sympatyczną manierę. - Jak masz na imię? - pytał, zanim zaczął pisać. Chciał poznać imię fana po to, by autograf był z dedykacją. Znaczna większość bydgoskich kolekcjonerów ma właśnie podpis Szweda w takiej formie. Nie było dla niego stratą czasu pisanie wszystkich imion kibiców po kolei, on po prostu to lubił. Tryb życia nie przekładał się na wyniki Często mówi się, że sportowiec nieodpowiednio się prowadzący, nie ma szans na osiągnięcie dużych rzeczy. Rzeczywiście, w większości przypadków nie do pogodzenia jest notoryczne imprezowanie, alkohol, papierosy i profesjonalne uprawianie sportu. Są jednak tacy, którzy mimo nieprzespanej i zakrapianej nocy, potrafią jechać jak z nut. Takim właśnie człowiekiem był Gustafsson, który swoje zwyczaje wdrażał w życie nie tylko w Bydgoszczy, ale oczywiście w każdym miejscu, w którym miał akurat startować. Mimo tego lista osiągnięć szwedzkiego zawodnika jest imponująca. Siedem lat startów w cyklu Grand Prix, zdarzało mu się stawać na podium. W 1996 roku był piątym żużlowcem świata. W elicie nie był dominatorem, ale sama obecność przez tak długi czas wskazuje na jego dużą klasę sportową. Wcześniej, gdy finały były jednodniowe, był blisko medalu. Najbliżej w Pocking w 1993 roku - zajął czwarte miejsce. W latach 1990-1996 jego najgorszą pozycją w finałach była siódma. Jest też dwukrotnym drużynowym mistrzem świata (Brokstedt 1994, Coventry 2000). Wygrywał mistrzostwo świata par (Vojens 1993). Dwa razy także triumfował w mistrzostwach Szwecji. Wielkiego wyczynu zaś dokonał w młodzieżowej edycji tej imprezy. Mistrzem był cztery razy z rzędu (1986-1989)! Przygodę z polską ligą zaczął od Torunia, potem jeździł w Zielonej Górze i Wrocławiu, aż trafił na wiele lat do Bydgoszczy. Po nieco słabszym sezonie 2001 odszedł z klubu. Zaczął się wówczas tułać po słabszych ośrodkach. Trafił do Wybrzeża Gdańsk, WKM Gwardii Warszawa czy Kolejarza Rawicz. Jeździł także w Łodzi i na sam koniec w Ostrowie. To nie był już jednak "ten" Gustafsson. Być może wtedy wyszły jednak efekty trybu życia, bowiem nie miał jeszcze nawet 40 lat. Jego poziom sportowy wyraźnie spadał i powoli straszył już tylko nazwiskiem. Poradził sobie z życiem po żużlu Widząc swój coraz gorszy poziom, Gustafsson nie zwlekał długo z zakończeniem kariery. Gdy działacze jego Indianerny Kumla po sezonie 2011 nie widzieli dla Henrika miejsca nawet na rezerwie, postanowił odejść. Jednak nazwisko Gustafsson zostało przy żużlu, bowiem wówczas już od kilku lat startował utalentowany, jak się wydawało, Simon - syn Henrika. Po paru latach jednak dał sobie spokój ze speedwayem i obecnie prowadzi swój biznes. Podobnie jak jego ojciec. Ma w Kumli swoją restaurację "Henkas", do której regularnie wpadają fani żużla. Knajpa przyrządza typowe szwedzkie potrawy, a sam Gustafsson wcielił się niejako w rolę promotora. Gdy kibice wiedzą, że żużlowiec akurat jest na miejscu, często z chęcią idą tam, by go zobaczyć. Niegdyś szli po to na stadion, a obecnie czynią to samo w jego restauracji. Być może odrobina większego profesjonalizmu pozwoliłaby Gustafssonowi zdobyć medale w rywalizacji z najlepszymi. Mimo dobrych wyników jednak tryb życia musiał odbijać się na jego kondycji fizycznej. Wybaczano mu, bo nie zawodził. Nieco przypomina to sytuację Darcy'ego Warda, który non stop wywoływał afery, ale później przywoził komplet punktów. - I co z takim zawodnikiem można zrobić? Przecież swoją robotę wykonuje perfekcyjnie - mówił kiedyś Wojciech Stępniewski. Kto wie, czy jednak obaj ci zawodnicy nie osiągnęliby większych sukcesów już w bardzo młodym wieku, gdyby nie imprezowy tryb życia. Sam Gustafsson jednak niczego nie żałuje i w rozmowach z kibicami otwarcie o tym mówi. Gdy przyjeżdża do Bydgoszczy, jest oblegany przez kibiców. W dzisiejszym sporcie brakuje już bowiem zawodników prawdziwych, autentycznych i zwyczajnie ludzkich. A przy tym omylnych tak jak każdy człowiek. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! ------------------------------------------------ Samochód 20-lecia na 20-lecie Interii! ZAGŁOSUJ i wygraj 20 000 złotych - kliknij. Zapraszamy do udziału w 5. edycji plebiscytu MotoAs. Wyjątkowej, bo związanej z 20-leciem Interii. Z tej okazji przedstawiamy 20 modeli samochodów, które budzą emocje, zachwycają swoim wyglądem oraz osiągami. Imponujący rozwój technologii nierzadko wprawia w zdumienie, a legendarne modele wzbudzają sentyment. Bądź z nami! Oddaj głos i zdecyduj, który model jest prawdziwym MotoAsem!