18-letni Szwed ze świetnej strony pokazał się w dwudniowym turnieju. Choć często tracił punkty na trasie, w każdym swoim biegu robił niesamowite show, mocno napsuł krwi także Polakom. Nic więc dziwnego, że w Gnieźnie mogli odczuwać satysfakcję z zakontraktowania go. O umowie zawodnika Start poinformował juz przed zawodami, a tymczasem w ich trakcie sam zainteresowany miał stwierdzić, że jeszcze nie zna swojego klubu na przyszły sezon. Pojawiły się dwie opcje: albo faktycznie porozumienia nie ma albo ktoś coś źle przetłumaczył. - Trudno powiedzieć, czy to kwestia złego przetłumaczenia. Jeszcze nawet w niedzielę rozmawialiśmy z jego teamem i wymieniliśmy opinie na temat startu w Manchesterze. Pokazał się z fajnej strony. Jest brany pod uwagę jako U24 w Starcie, na chwilę obecną rezerwowy. Żadnych ról póki co jeszcze jednak nie rozdzielamy, bo do sezonu daleko. Mogę zapewnić, że porozumienie z zawodnikiem mamy - mówi nam rzecznik Startu. Nic nie jest pewne, dopóki nie ma kontraktu Choć jak przyznał Radosław Majewski, zawodnik przysłowiowo podał sobie z klubem rękę, to niczego nie można na tym etapie być pewnym, bo kontrakt będzie dopiero w listopadzie. A niejeden już na podaniu ręki się sparzył. Jerzy Kanclerz tak dogadał się z Wadimem Tarasienką, że ten odszedł z klubu. Czy zatem słowa Hellstroema Baengsa z niedzieli zasiały w Gnieźnie ziarno niepewności? - Raczej nie. Mamy stosowne dokumenty, także nikt się tym nie stresował. Oczywiście wiemy, jak to wygląda w życiu. Dopóki z żużlowcem nie ma podpisanego kontraktu w listopadzie, to teoretycznie wszystko może się wydarzyć. Delikatny niepokój jest zawsze. Sam Philip wraz ze swoim teamem to ludzie słowni i myślę, że nic złego się nie wydarzy. Chłopak przyjedzie do nas na wiosnę i będzie walczył o skład. Szansę ma taką, jak wszyscy inni - kończy.