Zawody na torze w Aduard odbywają się bardzo rzadko, podobnie jak w większości obiektów położonych w tych rejonach. Stąd też gdy już do nich dochodzi, gromadzi się sporą publiczność, głodna żużla na żywo. Tak też było w sobotę, kiedy to mnóstwo ludzi przyszło zobaczyć żużel na trawie w Aduard. Tych zawodów jednak zbyt dobrze wspominać nie będą. Najpierw paskudnie upadł Christian Hulshorst. Niemiec złamał kość udową i trafił do szpitala w pobliskim Groningen. Tamtejsi lekarze błyskawicznie się nim zajęli, ale nie mieli świadomości, że to dopiero pierwszy z pacjentów tamtego feralnego dnia. Bo najgorsze było dopiero przed nimi. W biegu finałowym koszmarnie upadli Jakob Bukhave i James Shanes. Drugi z nich w zasadzie zdemolował fragment bandy. Cud, że poszkodowany nie był żaden kibic, bo trybuny w Aduard są od razu za bandami. Po chwili zdecydowano, że należy wezwać helikopter. Stan zawodnika był poważny. Na torze prowadzono akcję ratunkową. Pojawiła się także policja. Lekarze nie wiedzieli, kim najpierw mają się zająć. Wróciły fatalne wspomnienia Rozmawialiśmy z polskim kibicem, który był na tych zawodach. - Masakra. Jak przyłożyli, to spodziewałem się najgorszego. Oby wszystko było w porządku. Mieszkam tu niedaleko Groningen, więc przyjechałem na zawody. Ale nie wiem, czy jeszcze kiedyś coś tu zrobią. Przypominały mi się straszne chwile z Heusden Zolder - opowiada nam pan Piotr Walczak, Polak od lat mieszkający w Holandii. Przypomnijmy, że na torze w Heusden Zolder w 2014 roku zginął Grzegorz Knapp. Polak uderzył w twardą bandę i w zasadzie zmarł jeszcze na torze. Publiczność wyproszono ze stadionu. Podjęto akcję ratunkową, ale niestety nie przyniosła ona efektu.