Kołodziej wciąż nie czuje się najlepiej po upadku w meczu ze Stalą Gorzów, kiedy to staranował go Oskar Paluch. Doświadczony zawodnik upadł, ale kontynuował zawody. Wydawało się, że skończy się tylko na potłuczeniach, ale później okazało się, że prawdopodobnie "jechał" na adrenalinie, bo nie był w stanie normalnie się ścigać. Od tego czasu pauzuje i nie wróci do jazdy także w najbliższy weekend, co jest złą wiadomością dla jego drużyny, niemiłosiernie przetrzebionej urazami. Przed Unią mecz z Motorem Lublin, w którym to gospodarze nie byliby faworytem pewnie nawet z Kołodziejem w składzie. A biorąc pod uwagę to, że nie pojedzie także Grzegorz Zengota, to praktycznie mecz jest przegrany przed jego rozpoczęciem. Przypomnijmy, że w Unii z powodu kontuzji nie mogą jechać także Chris Holder i Nazar Parnicki, a ostatnio upadł także robiący za kevlara Maurice Brown. To jest coś niebywałego, jak wielkiego pecha mają w tym roku w Lesznie. Stracona szansa. Tak mógł dostać się do elity Choć Kołodziej miał już w GP swoje szanse i nie potrafił za bardzo ich wykorzystać, to wciąż wskazywany jest jako ten, który mógłby w cyklu namieszać. W PGE Ekstralidze przecież robi kapitalne liczby, a rywali ma tych samych. Drogą do GP mogły być turnieje SEC, bo gdyby Kołodziej został mistrzem, automatycznie za rok pojechałby jako stały uczestnik walki o mistrzostwo świata. Jako że nie wystartuje jednak w sobotę w Częstochowie, już wiemy że na walkę o tytuł nie ma szans, przy tak dużych stratach punktowych. Czy Kołodziej ma z kolei szansę na stałą dziką kartę, jeśli utrzyma formę z pierwszej części rundy zasadniczej? To też mało prawdopodobne, bo raczej tak wiekowego i sprawdzonego w cyklu zawodnika decydenci nie będą chcieli. Kołodziej potrafił wygrać turniej GP Czech, ale koniec końców nie pokazał niczego specjalnego w cyklu. Jeśli w elicie sami nie utrzymają się Dudek z Janowskim, to na pewno im prędzej zostanie wręczone zaproszenie. A pamiętajmy, że są jeszcze inni, też młodsi niż Kołodziej.