Co prawda istnieje słownikowa definicja słowa hejt, ale ogromna większość osób publicznych (zwłaszcza sportowców) zaczęła używać go we wszystkich możliwych sytuacjach. W zasadzie hejt to w tej chwili szybka wymówka dla świadomego słabości sportowca, który chce uniknąć niewygodnej dyskusji, np. na temat powodów słabej postawy. Dzieli więc ludzi na swoich kibiców (którzy go lubią) i hejterów (którzy go nie lubią). Niemal każde niepomyślne słowo jest równoznaczne z hejtem. Często da się dostrzec także komicznie wyglądające odpowiedzi profesjonalnych sportowców do kibiców w stylu "jak jesteś taki mądry, to jedź/graj/skacz za mnie". Oczywiście takie zdanie zbiera poparcie wiernego "kościółka" fanów danego zawodnika, ale również budzi śmiech wśród tych, którzy fanami nie są. Zwraca się wówczas uwagę na to, że nie trzeba być kucharzem, by stwierdzić, że zupa jest za słona. Podobnie jak nie trzeba być żużlowcem, by ocenić, czy ktoś się do tego sportu nadaje. Z psychologicznego punktu widzenia my jako ludzie w ogóle nie lubimy być krytykowani - mówi nam Marta Półtorak. - Hejt jest dla mnie jednak tylko wtedy, gdy ktoś krytykuje nie podając argumentów. Merytoryczna krytyka jest jak najbardziej wskazana. Mamy jednak jakąś skłonność do populistycznego sposobu myślenia. Używamy ogólników typu "do niczego się nie nadajesz". Ale muszą być przecież jakieś powody do takiej opinii, których często brakuje. Była prezes Stali uważa, że spory wpływ na taki stan rzeczy mają media. - Bierze się wycinek czyjejś wypowiedzi wyrwany z kontekstu i potem ten temat się wałkuje. Każdy z nas przyjmowałby - oczywiście jeden łatwiej, inny trudniej - krytykę, gdyby była ona merytoryczna. A jeszcze gorzej, jak jest ona oparta na kłamstwie. Działając w żużlu wielokrotnie spotykałam się z nieprawdziwym zarzutami, typu niewypłacalność klubu. A wszystko było transparentnie i nigdy nie było z tym problemów. Hasło jednak zostało rzucone - tłumaczy. Jakiś czas temu jeden z polskich żużlowców zrobił na swoim profilu sondę dotyczącą kevlaru na nowy sezon. Kazał kibicom wypowiedzieć się, który ładniej wygląda. Sam optował za jedną z propozycji, a tych którzy wybrali tę drugą i mieli zastrzeżenia co do pierwszej, nazwał... hejterami. - To jest absolutnie śmieszne i niepoważne. Robimy sondę i oczekujemy, że ktoś powie o swoich odczuciach. Liczmy się, że one nie muszą być takie, jak nasze. Po co robić takie rzeczy, skoro potem nazywa się ludzi mających inne zdanie hejterami? To ogromne nadużycie. Marta Półtorak twierdzi, że internet dał wielu osobom pozorne poczucie bezkarności. - Lepiej jest usiąść przed komputerem i wyrzuć całą złość na kogoś niż merytorycznie porozmawiać i wyrazić opinię. Nie przesadzajmy ani w jedną ani w drugą stronę. Osoby publiczne muszą uważać na to, co piszą w internecie i ważyć słowa. Na pewno jednak nie można im odbierać swobody wypowiedzi. To samo dotyczy komentujących i krytykujących. Należy pamiętać, że nie jesteśmy anonimowi. Nam się tylko wydaje, że tak jest - puentuje. Warto na koniec dodać, że osoby publiczne (w tym również żużlowcy) z racji bycia obecnym w mediach muszą być gotowe na rozliczanie ich z efektów swojej pracy. Gdy są za coś chwaleni, to przecież także jest to robione publicznie. Krytyka zatem również musi być przedstawiana w tej formie. Po raz kolejny można podać przykład Bartosza Zmarzlika, który nie wchodzi w medialne wojenki, nie polemizuje z krytykami, tylko robi swoje i rok po roku coraz bardziej odjeżdża wszystkim rywalom. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!