Dyplomaty z Sajfutdinowa nie będzie Emil Sajfutdinow udzielił pierwszego po wybuchu wojny na Ukrainie wywiadu polskim mediom. Żużlowiec, który wraca do naszej ligi po rocznym zawieszeniu odpowiadał na pytania Marcina Musiała w ostatnim Magazynie PGE Ekstraligi na WP. Zasiadałem do tej rozmowy bez wielkich oczekiwań. Spodziewałem się, że trudniejsze dla Rosjanina wątki mogą się w ogóle nie pojawić, albo zostać "liźnięte" lub całkiem pominięte. Nie jest to żaden przytyk w stronę redaktora Musiała, czasami tak bywa, że zawodnik lubi zobaczyć przed dłuższą pogadanką zestaw pytań, a potem te drażliwe z jego punktu widzenia tematy wykreślić. Nie wiem, czy w tym przypadku było podobnie, ale fakt jest taki, że Sajfutdinow od początku rosyjskiej inwazji na naszych wschodnich sąsiadów konsekwentnie odmawiał rozmów z dziennikarzami. Musiał parę razy próbował wyciągnąć od Sajfutdinowa interesujące przeciętnego kibica informacje, ale ten mówiąc oględnie zgrywał dyplomatę. Na dodatek, w paru fragmentach mocno przeciętnego. W wywiadzie jest ok. dwuminutowa część, w której Marcin Musiał słusznie zagaja Sajfutdinowa, że mógł skorzystać z polskiej licencji już w 2010 roku, a nie dopiero teraz, kiedy w oczy zajrzała mu groźba końca kariery i straty ogromnych pieniędzy lub w optymistycznym wariancie dłuższej pauzy. W wielkim skrócie, Emil popisał się szlachetną odpowiedzią, że nie chciał zabierać miejsca kolegom z Polski, ani w lidze, ani w Grand Prix i SEC. Stwierdził, że byłoby to nie fair w stosunku do innych zawodników. A później dodał jeszcze, że przepisy FIM zabraniały mu żonglowania licencjami i jeśli zgłosiłby akces do rozgrywek międzynarodowych, musiałby używać tego "papierka", na który zdecydowałby się występując w lidze. Polacy ocierali łzy wzruszenia Wyobrażam sobie tych wszystkich zawodników z Polski, którzy po obejrzeniu tego materiału stanęli przed komputerem na baczność i zaczęli ronić łezkę wzruszenia. Doceniam intencje, ale jednak nie kupuję tego tłumaczenia, tym bardziej, że za parę sekund nastąpił zwrot o sto osiemdziesiąt stopni. Już po wyłączeniu youtube’a miałem poczucie konsternacji i ze dwa razy nawet odwinąłem sobie wspomniany fragment, czy się nie przesłyszałem. Luźny wniosek jest taki, że Sajfutdinowowi nie w smak było startowanie pod polską flagą, bo pragnął napychać gablotę medalami swojej ojczyźnie matce, którą jest Rosja. I w tym nie ma nic zdrożonego. Problem w tym, że w tej chwili drogi Emilu, zrobiłeś, to samo, co wówczas stanowczo odrzucałeś. Przecież to proste jak drut, zabrałeś miejsce Polakowi, bo stanąłeś przyparty do ściany, nie zgadzają ci się złotówki i walczysz o sportowe życie. Czyli dawniej nie byłoby to okej, a teraz wszystko jest cacy? Emil być może nieświadomie zapędził się w kozi róg. W sumie, do tej pory zastanawiam się, czy po tej rozmowie, Sajfutdinow bardziej ocieplił swój wizerunek przed startem ligi, czy jak to mawia młodzież sam się nie "zezłomował". Na chłopski rozum, mając na uwadze jego aktualny status w naszej lidze, Sajfutdinow popisał się rażącym bałaganiarstwem wypowiedzi i zaprzeczył sam sobie. Nie było w tym ani krzty logiki. Dedukuję, że Emil zamierzał od razu po wyściu z ukrycia trochę przypodobać się Polakom, ale wyszło pokracznie, niefortunnie, kompletnie na odwrót. Tą kuriozalną refleksją władował swojaka do pustej bramki, wpakował się na minę, która wybuchła mu pod stopami. Emil naprawdę urósłby przynajmniej w moich oczach, gdyby nie opowiadał bajek, tylko szczerze, bez owijania w bawełnę wyartykułował, że nie miał innego wyjścia, że gra toczy się o dużą kasę i sentymenty należało odłożyć na bok. Serio, wolałbym szczerą prawdę, a nie takie głodne kawałki, którymi zawodnik jeszcze mocniej się pogrąża.