- W Cardiff uzyskałem dobry, a nawet biorąc pod uwagę te wszystkie moje problemy, fantastyczny wynik. Jednak nie popadajmy w hurraoptymizm. Ja chcę ścigać się najlepiej jak potrafię, ale żadnych obietnic dotyczących konkretnych rezultatów składać nie zamierzam - dodał Hampel. - Doskonale wiem, że w tym sporcie wszystko może zmienić się dosłownie z dnia na dzień. Na razie cieszę się z tego, co było w Cardiff - podkreślił żużlowiec. - Miałem bardzo dobry sprzęt, ale cała filozofia polegała na tym, żeby idealnie dopasować go do toru. I to do jednodniowego toru, na którym do tej pory nigdy nie lubiłem się ścigać. Ale nie czarujmy się - sam sprzęt nie jechał. Zresztą ja nigdy nie tłumaczę wszystkiego sprzętem - wyjaśnił. - W finałowym wyścigu nie zdążyłem "przycisnąć" Rickardssona do płotu. Zresztą przygotował ten niesamowity numer z jazdą po bandzie i dostał takiej szybkości, że błyskawicznie mnie wyprzedził. Dzisiaj gołym okiem widać, że Tony jest najlepszy w stawce Grand Prix. Zdeklasował nawet innych zawodników ze światowej czołówki. Jednak w poszczególnych turniejach wcale nie jest nieosiągalny. To nie jest maszyna. W Cardiff trzy razy wygrywałem z nim starty, więc chyba nie jest z innej planety. Może w kolejnych turniejach uda mi się z nim wygrać nie tylko poszczególne biegi... - zakończył Hampel.