Dariusz Ostafiński, Interia: Nie może się pan doczekać sezonu? A może wojna zmieniła priorytety? Jarosław Hampel, żużlowiec Motoru Lublin: Wojna chyba każdego z nas dotyka. Rozmyślamy o niej, śledzimy na bieżąco to, co dzieje się w Ukrainie. Wiadomo, że staramy się skupić na swoich obowiązkach, przygotować się do ligi, bo jesteśmy u progu sezonu, ale obok informacji z Ukrainy nie można przejść obojętnie. Nie da się tego zrobić, bo to jest niewyobrażalna sytuacja, a w takiej nie da się myśleć o sobie. Ma pan znajomych lub przyjaciół na Ukrainie? - Nie mam, co nie zmienia faktu, że bardzo, ale to bardzo się o naszych sąsiadów martwię. PZM i FIM podjęły słuszne decyzje w sprawie Rosjan? Pytam o to blokadę na jazdę w Grand Prix i polskiej lidze. - Jeśli spojrzymy na to, co dzieje się na świecie, to w ogóle nie ma o czym dyskutować. Praktycznie wszyscy, cały demokratyczny świat, nakładają sankcje. Sytuacja w ciągu ostatnich kilkunastu dni zmieniła się na tyle drastycznie, że takie odważne i trudne decyzje są potrzebne. My sobie często sprawy nie zdajemy z tego, co się dzieje. Wycofywane są produkty, firmy rezygnują z rosyjskiego rynku, wielkie sektory gospodarcze opuszczają strefę, gdzie przecież nieźle zarabiały. Niełatwo zrezygnować z zysku. - To chcę właśnie powiedzieć. Jednak w obliczu tej wojny i tego barbarzyństwa, bo przecież widzimy, jak mordowani są Ukraińcy, jak giną kobiety i dzieci, to nie można było postąpić inaczej. Nie ma innej możliwości zatrzymania tego szaleństwa i tego szaleńca, czyli prezydenta Rosji Władimira Putina. Te sankcje mogą pomóc. Alternatywą jest wywołanie trzeciej wojny światowej poprzez włączenie się NATO do konfliktu, ale tego nie chcemy. Dlatego musimy blokować co i jak się da. Ja nie mam ani odrobiny wątpliwości, że federacje światowa i polska postąpiły bardzo dobrze. To jest nasza cegiełka dołożona do tego, żeby jakoś wpłynąć na Putina. Czytam opinie kibiców w mediach społecznościowych i oni piszą, dlaczego żużel zawiesza, a inni tego nie robią? - Już odpowiem. To nie żużel robi błąd. Robią to inni. Oni też powinni zawieszać. Dlaczego? - Rosyjscy sportowcy pracujący w demokratycznym świecie mają dostęp do wolnych mediów. Oni otrzymują obiektywny i prawdziwy przekaz. Mogą zobaczyć prawdę, że wojna została wywołana przez Rosję. Każdy z nich ma zatem szansę usiąść i zastanowić się nad tym, co się dzieje. Oni jednak tego nie robią? - No właśnie, a wydawałoby się, ze ludzie, którzy funkcją w demokratycznych państwach będą mieli taki sam pogląd, jak wolni ludzie. Tak jednak nie jest i to mnie najbardziej zastanawia. To jest wręcz coś, czego nie potrafię zrozumieć. Rosjanie, którzy żyją w reżimie, w tej propagandzie, co nie mają dostępu do wolnych mediów, to ich jeszcze można zrozumieć. Brzmi dziwnie, ale tak to postrzegam. Oni żyją w innym świecie. Nie pojmuję jednak tego, jak ktoś z pilotem i dostępem do wielu kanałów ma takie samo spojrzenie, jak ci ludzie w Rosji. To też wymaga ostrej reakcji, bo tylko wtedy przyjdzie u tych ludzi jakaś refleksja. Żal panu zawieszonych Rosjan? - Czy mi ich żal? Powiem tak, oni nie byli schowani w piwnicy, a jednak mają takie zdanie, jakie mają. A teraz jest tak, że trzeba się opowiedzieć po stronie dobra lub zła. Nie można mówić: nie chcę wojny, ale jestem za Rosją. Jak nie chcesz wojny, to nie możesz być za Rosją. A oni mówią tylko, że są przeciwko wojnie, bo to drugie nie przechodzi im przez usta. Dariusz Sajdak, były mechanik Grigorija Łaguty, mówił mi, że przez trzy dni oglądania rosyjskiego kanału na Łotwie i rozmawiania z Rosjanami przeżył szok, że takiej propagandy nigdy dotąd nie słyszał. Rosja nie najechała Ukrainy, ale ją wyzwala. Trupy na ulicach, to aktorzy i tak dalej. - Problem w tym, że oni w to wierzą. Ten cały przekaz jest tak głęboko zasiany w Rosji, że tam nikt nie dopuszcza do siebie innej odpowiedzi. Jednak, jak powiedziałem, wierzyć może od biedy ten, co nie ma jak tego zweryfikować. Jeśli sportowcy z Rosji mający dostęp do wolnych mediów nie mówią, że to jest złe, że to wojna wywołana przez Putina, to ja nie rozumiem. Wspomniałem już o Łagucie. Pana były już kolega z zespołu udzielił wywiadu dla WP SF, w którym nie chce mówić o wojnie. - Też mógłbym powiedzieć bez komentarza, ale powiem, że niech te wszystkie jego odpowiedzi starczą za cały komentarz. Mając kolegę z Rosji, pytaliście go, o co chodzi, kiedy wybuchła wojna? Może rozmawialiście o tym, czy on się nie obawia zawieszenia? - Kiedy byliśmy z drużyną na obozie w Calpe, to był sam początek konfliktu. To był szok dla wszystkich. Nikt nie mógł się w pełni skupić na treningach. Byliśmy tak przejęci, że o sporcie to w ogóle mało co rozmawialiśmy. A tematu zawieszenia nie było wtedy, więc takiej dyskusji też nie mieliśmy. Pan w ogóle rozmawiał z Łagutą o tym, co się dzieje? - Nie chcę kłamać. Mieliśmy jednak ciężką rozmowę, a potem już za wiele nie gadaliśmy. A Michelsen też miał ciężką rozmowę z Łagutą, bo krążą legendy, że panowie się mocno posprzeczali. - Nie słyszałem, nie widziałem. Mówię prawdę. Pewnie czytał pan list Tomasza Dryły, w którym ten zwraca uwagę na paskudne zachowanie rosyjskich zawodników po wybuchu konfliktu. Okazuje się, że wszystko robili na pokaz. Kiedy wstawienie na media społecznościowe grafik ze sprzeciwem dla wojny nie pomogło, to zwyczajnie je zdjęli. - Nie ma się co rozwodzić. Liga bez Rosjan, to najlepsze rozwiązanie na ten moment. Trudno byłoby z nimi jeździć. My dobrze zrozumieliśmy ich przekaz. Okazało się, że każdy wpis był na potrzeby chwili. A co naprawdę myślą, to my już dawno wiemy. Każdy ich ruch był obliczony na ratowanie kontraktów. Żaden z nich nie sprzeciwiał się wojnie, dlatego, że to potępia. - Próbę ratowania kontraktu ja jestem w stanie zrozumieć. Nie rozumiem jednak mentalności. Jak powiedziałem, Rosjanie mają dostęp do pełnej informacji, ale są na nią wyjątkowo odporni. To jest nie tylko smutne, ale wręcz przerażające.