W tym roku mecze z Arged Malesą Ostrów są wielkim wyzwaniem dla innych klubów. Po takim spotkaniu z beniaminkiem prezes dostaje od swoich zawodników faktury na łączną kwotę rzędu 400 tysięcy złotych. Stal Gorzów może się szykować na wypłatę 400 tysięcy złotych Za chwile podobny wydatek czeka Moje Bermudy Stal. W piątek beniaminek z Ostrowa przyjeżdża do Gorzowa i w ciemno można założyć, że Stal zdobędzie około 55 punktów. Z bonusami wyjdzie 60, może nawet odrobinę więcej. Prezes Stali myśląc o zbliżającym się meczu, przywołuje w Przeglądzie Sportowym przykład Janusza Kołodzieja, który bez problemu oddaje biegi nominowane juniorom. Marek Grzyb wyraża nadzieję, że trener Stanisław Chomski zrobi coś, by mecz z Arged Malesą był atrakcyjny dla kibiców. Chodzi tutaj o to, by więcej szans dostał rezerwowy Wiktor Jasiński, czy też zawodnik U-24 Patrick Hansen. Dla budżetu Stali będzie to mniejsze obciążenie, bo ma on stawkę za punkt trzykrotnie mniejszą od Bartosza Zmarzlika. Grzyb sugeruje jednak nie tylko roszady kadrowe, jazdę słabszych i tańszych zawodników kosztem tych lepszych, ale i też mniejsze stawki za punkt w takim meczu. Zobacz podsumowanie całego sezonu PKO Bank Ekstraklasy - sprawdź już teraz! Zawodnicy Stali Gorzów będą rozmawiali o pomyśle prezesa - Kiedyś już o tym wspominałem. Zostało to przez jednych przyjęte ze zrozumieniem, a inni z kolei to krytykowali. Chodzi o ustalanie z zawodnikami, że w meczach na przykład z beniaminkiem jedzie się na przykład za 70 procent stawki. Myślę, że to byłoby racjonalne dla wszystkich. Rozumiem, że zawodnicy pracują też na swoje wynagrodzenia, ale musi być i wilk syty i owca cała. Nie chodzi o to, żeby na meczach, gdzie rywal jest potencjalnie słabszy, doprowadzać do niepotrzebnego drenażu klubowych budżetów. I nie mówię teraz tego w imieniu Stali Gorzów - opowiada prezes. Zawodnicy oczywiście czytali o pomyśle prezesa i będą o tym rozmawiać. Być może zgodzą się na jazdę za 70 procent stawki. W końcu w przeszłości zdarzało się to w różnych klubach. Było to jednak ustalane w zaciszu gabinetów, a nie w przestrzeni publicznej, jak to ma miejsce teraz. Gra toczy się o wielką stawkę, bo lepiej wypłacić po meczu 300 niż 400 tysięcy. Wszystko jednak w rękach zawodników, którzy mogą na to przystać, ale mogą to również potraktować, jak karanie za dobrą jazdę. Przypomnijmy, że w tym roku mieliśmy już jedną propozycję ograniczenia kosztów. Andrzej Rusko, prezes Betard Sparty Wrocław zwrócił uwagę, że po przekroczeniu pewnej granicy punktowej przez jedną z drużyn, to ta druga powinna zapłacić za te dodatkowe punkty.