Wielki mistrz, ale gdy zakłada kask nie jest sobą Nicki Pedersen ma dwie twarze. Tą dobrą, czyli mniej więcej wtedy, gdy na głowie nie ma kasku i nie musi ścigać się na torze. Ludzie z jego otoczenia mówią, że jest bardzo sympatyczną osobą, która lubi luźno pogadać, czy pożartować. Jest otwarty i uśmiechnięty. Duńczyk jednak zmienia się o 180 stopni, gdy przychodzi do rywalizacji sportowej. Potrafi w swoim boksie rzucać czym popadnie, jeśli coś mu nie wychodzi. Generalnie to czasami strach do niego podchodzić. Bezpieczni nie są nawet jego mechanicy, którzy nierzadko muszą wysłuchać, że coś źle zrobili. I to nie są miłe, ani wypowiedziane w łagodny sposób słowa. Ale taki już jest Nicki. Ci, którzy mają o nim trochę lepszą opinię mówią, że może może podczas zawodów bywa nieprzyjemny, ale za to płaci bardzo dobrze. Taka zresztą krąży opinia w środowisku, że opłaca się pracować w boksie trzykrotnego mistrza świata. Pedersen swoją reputację zepsuł sobie jednak ostrą jazdą na torze. Dzisiaj jego styl jazdy znają już wszyscy. Żużlowcy wiedzą, że gdy jedzie przed nimi Duńczyk, to nie ma co liczyć na to, że zostawi on rywalowi choćby centymetr miejsca. Tą hardą postawą narobił sobie sporo wrogów. Hancock rzucił się na niego z pięściami Pedersen jest średnio lubiany przez innych zawodników. Kiedyś wyprowadził z równowagi Grega Hacocka. Człowieka, który uchodzi za oazę spokoju i żużlowca o wielkiej klasie oraz opanowaniu. Rzecz miała miejsce podczas meczu szwedzkiej ligi w 2015 roku. Amerykanin wściekł się na Nickiego, że ten pojechał ostro. Przebiegł dobrych kilkadziesiąt metrów w stronę Duńczyka i powalił go na ziemię. Całej sytuacji z bliska przyglądał się Piotr Pawlicki, który też nie raz miał z nim na pieńku. Do grona "fanów" Pedersena można dorzucić jeszcze braci Holderów czy Darcy'ego Warda. Ale żeby nie było tak surowo, są też tacy, którzy dobrze dogadują się z byłym mistrzem świata. Na przykład Kenneth Bjerre, jego partner klubowy z MrGarden GKM-u Grudziądz, lubi spędzać z Pedersenem czas. Co prawda nawet tej dwójce zdarzały się sytuację, że na torze delikatnie mówiąc sobie poprzeszkadzali, ale to nie wpłynęło negatywnie na ich relacje. Mechanik oskarżył go o pobicie W 2019 roku wybuch z kolei jeszcze inny skandal. Były mechanik Pedersena oskarżył go, że Nicki zjawił się w jego dwomu w towarzystwie dwóch mężczyzn i pobił go. Chodziło o kwestie rozliczeń finansowych między panami. Wcześniej zawodnik niezadowolony pracą swojego majstra postanowił go zwolnić. Sprawą zajęła się policja, a Duńczyk ostatecznie został uniewinniony. - Musiałem go zwolnić, bo popełnił fatalne błędy, które mogły zagrozić mojemu bezpieczeństwu w trakcie jazdy. Do żadnego pobicia jednak nie doszło - tłumaczył się Pedersen. Inna sprawa, że był to jedynie incydent, bo wcześniej nikt z jego otoczenia w taki sposób nie skarżył się na krewki charakter zawodnika. Bo z Nickim zawsze było tak, że na zawodach trzeba było dać z siebie wszystko, pobiegać wokół niego ze słynną dmuchawą, ale gdy już się przywykło do tego specyficznego zachowania, to dało się żyć. Nie wszędzie zapamiętają go dobrze Pedersen to wielki indywidualista. W polskich klubach nie zdobył wielu medali, bo zazwyczaj lądował w takich drużynach, gdzie był absolutną gwiazdą, a reszta kolegów była tylko dokładką. W takim środowisku czuł się najlepiej, komfortową. Przerabialiśmy bowiem kluby, gdzie Nicki był jednym z wielu, a wtedy nie był sobą, a do tego był wyjątkowo podatny na konflikty. Wspomniane Drużynowe Mistrzostwo Polski zdobył z Fogo Unią Leszno w 2015 roku. W naszej lidze może wielkich sukcesów nie miał, ale zawsze był gwarantem profesjonalizmu i wysokich zdobyczy punktowych. Na arenie międzynardowowej może pochwalić się przede wszystkim tytułem trzykrotnego mistrza świata.