Pewnie gdyby jeszcze z pięć lata temu ktoś powiedział Nicolaiowi Klindtowi, że ten otrze się o PGE Ekstraligę i będzie jedną z gwiazd eWinner 1. Ligi, Duńczyk kazałby się takiej osobie mocno popukać w czoło. Mieszkający na stałe w Anglii Klindt często miewał wzloty i upadki. Bardzo długo był typowym, żużlowym obieżyświatem. Nigdzie nie potrafił zagrzać miejsca na dłużej niż dwa lata. Dopiero w Ostrowie przerwał serię przeprowadzek i sezon 2021 będzie dla niego czwartym z rzędu w tym klubie. Urodzonemu w Outrup zawodnikowi nie wróżono sukcesów na miarę swojego znakomitego rodaka - Nickiego Pedersena. Być może dlatego, że był jego absolutnym przeciwieństwem. Nicki od początku kariery mienił się wielkim indywidualistą, szedł po trupach do celu przez co przylgnęła do niego łatka żużlowca niezbyt lubianego. Ale poza tym, że woził rywali po płotach, zajeżdżał im drogę, startował z pięściami, a po parku maszyn nieraz zdarzyło mu się rzucić zębatką, albo skrzynką z narzędziami był zaprogramowany na sukces. Klindtowi ambicji odmówić nie sposób, lecz w odróżnieniu od Nickiego zbudował wokół siebie aurę grzecznego, ułożonego, ceniącemu sobie zespołowość, nie wchodzącego nikomu w paradę faceta. Ot takiego zięcia, który jest marzeniem każdej teściowej. Wróci z zawodów, to i cieknący zlew naprawi. Podpytywaliśmy i doprawdy trudno znaleźć człowieka, który widział wyprowadzonego z równowagi Klindta. Przebieg kariery 32-latka doskonale obrazują słowa obecnego menedżera Eltrox Włókniarza - Piotra Świderskiego, które odnoszą się do całej plejady duńskich zawodników. - Młodzi przedstawiciele tej nacji maja taką ciekawą przypadłość, że nie są zazwyczaj urodzonymi gwiazdami. W Polsce już nastolatków lubimy okrzyknąć mianem ogromnych talentów, Skandynawowie sportowo dojrzewają wolniej, nie są od razu wybijającymi się jednostkami. Znakomitymi przykładami są Anders Thomsen, czy Mikkel Michelsen - wyjaśniał w niedawnej rozmowie z naszym portalem. U Klindta doskonale sprawdza się powiedzenie, że jest jak wino, im starszy tym lepszy. Zbliżający się do chrystusowego wieku zawodnik ma za sobą doskonały sezon, w którym dzięki funkcji gościa mógł łączyć występy w PGE Ekstralidze i na jej zapleczu, gdzie nominalnie miał kontrakt. W eWinner 1. Lidze ugruntował swoją pozycję, wykręcił szóstą średnią w rozgrywkach, co nie umknęło uwadze szefów Moje Bermudy Stali Gorzów. Próbująca wydostać się z głębokiego kryzysu i dolnych rejonów tabeli ekipa prowadzona przez Stanisława Chomskiego na gwałt potrzebowała wzmocnień. Pierwszym wyborem wśród gości był Jack Holder z eWinner Apatora. Na koło zapasowe wzięto Klindta. Sympatyczny brodacz, a prywatnie wielki fan piłkarzy Liverpoolu oraz gry aktorskiej Danzela Washingtona dostał zaproszenie na mecz z Betard Spartą. Zdobył w nim jedenaście punktów, czym udowodnił, że nigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń. I może w odrodzenie Stali nie miał znacznego wkładu, ale do srebrnego medalu skromną cegiełkę dołożył. W przerwie zimowej kilka klubów ekstraligowych rozważało Nicolaia w kontekście transferu. On sam nie ukrywał w różnych wywiadach, że przed ostatecznym przedłużeniem umowy w Ostrowie był bardzo blisko zmiany otoczenia. W międzyczasie wszedł jednak przepis o konieczności posiadania w składzie zawodnika U24, który skutecznie zablokował żużlowcowi pójście poziom wyżej na stałe. W tej sytuacji, co akurat zrozumiałe prezesi byli przymuszeni nagle odwrócić priorytety. Duńczyk był zawiedziony i zdziwiony podjęciem przez władze Speedway Ekstraligi decyzji o zmianie regulaminowej, które uderzyły w zawodników o zbliżonej jemu klasie. Klindt uważał, iż wprowadzając tę wzmiankę poziom i prestiż PGE Ekstraligi spadnie. W okolicach marca znaczna grupa zawodników zaczęła głośno grymasić, że z powodu pandemii koronawirusa, a w konsekwencji opóźnienia ligi zostanie odcięta od zarobku. W tym gronie nie było jednak Klindta. Nicolai zamiast użalać się nad swoim losem, bo tak naprawdę jeszcze wtedy nie wiadomo było, czy polskie rozgrywki w ogóle ruszą, wolał wziąć sprawy w swoje ręce. Postanowił, że lepszym rozwiązaniem będzie... rozsyłanie po różnych zakładach podań o pracę. - Wysłałem trzy swoje CV jako pracownik na niecały etat. Wciąż liczę, że żużel wystartuje, stąd nie mogę sobie, póki co, pozwolić na pełny wymiar godzin. Jedno potencjalne zajęcie to praca w sklepie jako asystent. Drugie - jako osoba do segregacji listów na poczcie. Ostatnia oferta to kierowca w Tesco. Rozważam też roznoszenie gazet od czwartej do ósmej rano - mówił Duńczyk w Speedway Star Odpowiedź nadeszła z Tesco, które musiało zatrudnić blisko pięćdziesiąt tysięcy nowych pracowników. Otrzymał robotę dostawcy. Wstawał bardzo wcześnie rano, ładował busa po dach i rozwoził ludziom zakupy. - Nie spodziewałem się, że aż tak pokocham tę pracę - oznajmił w angielskich mediach. W międzyczasie nie zaniedbywał treningów. Przygotowywał się do sezonu normalnym trybem. Dalszą część historii już znamy. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! ------------------------------------------------ Samochód 20-lecia na 20-lecie Interii!ZAGŁOSUJ i wygraj 20 000 złotych - kliknij.Zapraszamy do udziału w 5. edycji plebiscytu MotoAs. Wyjątkowej, bo związanej z 20-leciem Interii. Z tej okazji przedstawiamy 20 modeli samochodów, które budzą emocje, zachwycają swoim wyglądem oraz osiągami. Imponujący rozwój technologii nierzadko wprawia w zdumienie, a legendarne modele wzbudzają sentyment. Bądź z nami! Oddaj głos i zdecyduj, który model jest prawdziwym MotoAsem!