W polskim klubie wpadli w szał. Faktury gwiazd pod lupą, mediatorzy bezradni
1,5 miliona złotych żąda Krono-Plast Włókniarz Częstochowa od trzech byłych zawodników: Leona Madsena, Mikkela Michelsena i Maksyma Drabika. Władze klubu utrzymują, że gwiazdy podpisały milionowe kontrakty, ale nie zainwestowały tych pieniędzy w przygotowanie do sezonu i Włókniarz omal nie spadł z ligi. Strony nie potrafią się porozumieć, do akcji wkroczył prezes PGE Ekstraligi. Druga tura mediacji z jego udziałem zakończyła się jednak fiaskiem.
Ta awantura zaczęła się jesienią ubiegłego roku. Kiedy Krono-Plast Włókniarz Częstochowa omal nie spadł z ligi, władze klubu wpadły w szał. Prezes Michał Świącik policzył, że przez kiepską postawę gwiazd Włókniarz stracił ponad 3 miliony. Na tym się jednak nie skończyło. Leon Madsen, Mikkel Michelsen i Maksym Drabik dostali wezwania z prośbą o rozliczenie się z kwot kontraktowych.
Pojawiły się przecieki, klub kwestionuje faktury
W klubie chcieli wiedzieć, czy pieniądze na przygotowanie do sezonu, jakie otrzymali żużlowcy, faktycznie zostało spożytkowane na ten cel. Pojawiły się przecieki o jednym zakupionym silniku na cały sezon. Taki silnik kosztuje maksymalnie 40 tysięcy, a zawodnicy dostali wielką kasę. Madsen 1,3 miliona złotych, Michelsen 1,1 miliona złotych, wreszcie Drabik 800 tysięcy.
Zawodnicy przedstawili faktury z poniesionymi kosztami. Zostały one jednak zakwestionowane przez klub. I to pomimo tego, że taki Michelsen utrzymuje, że nie pamięta drugiego tak drogiego sezonu w karierze.
Prezes Ekstraligi wkroczył do akcji
Do akcji wkroczyła PGE Ekstraliga, a prezes Wojciech Stępniewski wcielił się w rolę mediatora. Za nami dwie tury rozmów z jego udziałem. Obie jednak zakończyły się fiaskiem. Kolejna jest planowana na 15 stycznia.
Na ten moment szanse na porozumienie są marne. Z naszych informacji wynika, że klub bardzo sceptycznie podchodzi do faktur zakupowych przedstawionych przez zawodników. Kwestionowane są choćby wydatki związane z leasingiem samochodu. Nastawienie działaczy Włókniarza jest negatywne, bo przeżyli sportowy zawód. I to pomimo tego, że wydatki związane z utrzymaniem kadry na 2024 sięgnęły 15 milionów złotych.
Tylko Madsen jest gotowy na ugodę
Zawodnicy jednak także nie zamierzają odpuszczać. Jedynie Leon Madsen jest skory do ugody. Pisaliśmy o trwających już jakiś czas rozmowach między stronami. Niewykluczone, że Duńczyk finalnie zgodzi się na potrącenie w wysokości 400 tysięcy. Z jednej strony Madsen był jedynym, który w 2024 nie zawiódł, ale we Włókniarzu mają do niego olbrzymie pretensje o to, że odszedł, bo wcześniej zarzekał się ze łzami w oczach, że na pewno zostanie na 2025.
Sytuacja Michelsena i Drabika jest o wiele bardziej skomplikowana. Trudno przypuszczać, że zdecydują się oni na potrącenia sięgające połowy otrzymanej kwoty. W przypadku Drabika to jest nawet więcej. Zresztą obaj zostali w pełni rozliczeni z pieniędzy kontraktowych dopiero w październiku. Nic dziwnego, że kwestionują konieczność pokazania faktur zakupowych na 100 procent kwoty.
Jedno jest pewne, takiej akcji w polskim żużlu jeszcze nie było. Owszem, czasem jakiś klub sprawdzał na wyrywki wydatki zawodnika, ale zasadniczo kwota na przygotowanie do sezonu jest traktowana jako pieniądze za podpis.