Krono-Plast Włókniarz Częstochowa rozważał spore obniżki kontraktów w drużynie. Te miały dotknąć wszystkich, ale głównie tych, których nie ma już przez to w klubie. Jedynym z nich, który został, jest Kacper Woryna. Polak zawodził na całej linii i według działaczy nie był wart 800 tysięcy za podpis i 8 tysięcy złotych za punkt. Woryna został zasypany ofertami Woryna nagle zaczął być liderem. Swoją passę rozpoczął na torze w Lublinie, a potem kontynuował w Toruniu. W czterech ostatnich spotkaniach rundy zasadniczej zdobył 45 punktów z bonusami w trakcie 22 biegów. Z tego wynika, że zdobywał średnio ponad 2 punkty na wyścig, podczas gdy wcześniej jego średnia wynosiła zaledwie 1,46. Dzięki temu finalnie podniósł ją do 1,83. W międzyczasie Woryna otrzymał ofertę z Grudziądza. Był tu jednak pewien haczyk, bo choć ZOOleszcz GKM miał go w planach, priorytetem było zatrzymanie pięciu zawodników ze składu i pozbycie się Jasona Doyle’a. Podobnie było w Toruniu, gdzie numerem jeden był Mikkel Michelsen. Tylko nagłe zerwanie porozumienia mogłoby skutkować próbą transferu drużynowego mistrza Europy z 2022 roku. Postawił na swoim, liczą tylko na jedno Sytuacja Włókniarza w pewnym momencie stała się jednak fatalna, co grudziądzanie chcieli błyskawicznie wykorzystać. Odszedł Michelsen, Drabik zapadł się pod ziemię, a obietnica Madsena wisiała na włosku. Klub spod Jasnej Góry musiał więc zrobić wszystko, aby zatrzymać Worynę. Jego dyspozycja w końcówce sezonu dawała i nadal daje nadzieję na wysoką formę w przyszłym roku. Wychowanek ROW-u Rybnik finalnie dogadał się na tych samych warunkach, które miał w zeszłym sezonie. We wrześniu dołożył do tego brąz w indywidualnych mistrzostwach Europy. Pokazał tym samym, że jest wart tej kasy i nie warto go skreślać. Swoją drogą, Krzysztof Mrozek z Rybnika miał Worynę w planach po nieoczekiwanym awansie. Nic z tego, ponieważ Woryna miał już podpisany papier.