Doyle na stałe rezyduje w Wielkiej Brytanii, przez lata był jedną z największych gwiazd Premiership, tamtejsze tory zna doskonale, a sam Memoriał Petera Cravena wygrywał trzy razy z rzędu. Tegoroczny występ w Manchesterze zupełnie jednak mu nie wyszedł. Już na inaugurację obejrzał plecy Nicolaia Klindta, Toma Brennana i Taia Woffindena. Zrehabilitował się w drugiej serii, ale w następnych biegach przytrafiły mu się dwa kolejne zera, chociaż za rywali miał żużlowców z poziomu polskiej eWinner 1.LŻ czy 2.LŻ (jak Chris Harris), a także Michaela Palma Tofta (późniejszego triumfatora imprezy), który mimo 31 lat na karku, nigdy nie doczekał się debiutu w polskiej lidze. Jason Doyle kiepsko się przygotował? Indywidualnemu mistrzowi świata z 2017 roku, po dwóch latach wracającemu do Premiership w barwach Ispwich Witches, z pewnością bardzo zależało na tym by pokazać się z dobrej strony i przypomnieć się brytyjskim sponsorom. Skończyło się jednak klapą. Czy może to być kwestia słabszej formy fizycznej Australijczyka, a w Lesznie powinni już zacząć bić na alarm w kontekście jego występów w PGE Ekstralidze. - Absolutnie nie - stwierdził Jacek Frątczak, były menedżer ekstraligowy, który z Doyle’m miał okazję współpracować w klubie z Torunia. - Pamiętajmy, że zawody na torach brytyjskich rządzą się swoimi prawami. Śmiem twierdzić, że gdyby turniej w takiej obsadzie przeprowadzono w Lesznie czy we Wrocławiu, to wyniki byłyby zupełnie inne - dodał. - Na tory angielskie potrzebny jest zupełnie inny sprzęt. Znając Jasona silników na ten sezon ma pod sam sufit i właśnie ich sprawdzaniem zajmował się w poniedziałek. Motorycznie zawsze przygotowany był doskonale i zdziwiłbym się, gdyby teraz było inaczej. W Manchesterze o słabszym wyniku najpewniej zdecydowały kwestie sprzętowe, może też podejście do samych zawodów. Nie znaczy oczywiście, że nie zależało mu na dobrym występie, ale wydaje mi się, że priorytetem było przygotowywanie sprzętu pod kątem Premiership. Doyle wraca do tamtejszych rozgrywek, chce znów być jedną z największych gwiazd i na razie po prostu przebiera w silnikach, by wybrać te, które będą mu najlepiej pasowały na Wyspach - powiedział menedżer. W Lesznie mogą spać spokojnie W przeszłości dużo mówiło się o tym, że Doyle by wskoczyć na najwyższy poziom potrzebuje dużo jazdy. Najsłabszy sezon od lat w PGE Ekstralidze zdarzył mu się w 2020 roku, gdy liczba zawodów została ograniczona rozpoczynającą się pandemią koronawirusa. On też, obok Nickiego Pedersena, protestował najgłośniej, gdy władze PGE Ekstraligi ograniczyły do jednej, liczbę obcych lig, w których może startować z zawodnik z kontraktem w polskiej elicie. - Faktycznie Jason należy do tych zawodników, którzy potrzebują dużo jazdy. Z postawy w poniedziałkowym memoriale żadnych daleko idących wniosków bym jednak nie wyciągał. Myślę, że jest obecnie na podobnym poziomie rozjeżdżenia, co reszta zawodników światowej czołówki i nie wierzę, żeby z tego tytułu przydarzył mu się jakiś falstart w rozgrywkach ligowych w Anglii czy w Polsce. W Lesznie mogą spać spokojnie, a jednym, który może wyciągnąć jakieś wnioski z występu w Manchesterze jest sam Jason. Na pewno to zrobi. Pewnie w kolejnych zawodach na Wyspach w parku maszyn znajdą się już zupełnie inne jednostki i tak aż do momentu aż sytuacja się wyklaruje. Przewiduję, że Australijczyk będzie w tym roku absolutnym topem jeśli chodzi o skuteczność, zarówno w Premiership, jak i PGE Ekstralidze - zakończył Frątczak.