Środowisko żużlowe doznało szoku, kiedy Maciej Janowski udzielił wywiadu Tomaszowi Dryle dla redbull.com po meczu ćwierćfinałowym PGE Ekstraligi w Grudziądzu. - Nie odczułem entuzjazmu i zbyt wielkiego zainteresowania, żeby kontynuować współpracę - przyznał medalista mistrzostw świata. Żużel. Wielka kwota na stole, Janowski rozbije bank Jak się później okazało, to wszystko było sprytnym planem zawodnika. 33-latek wywarł medialną presję na swoim pracodawcy, by otrzymać wysoką podwyżkę. Zabieg się powiódł, bo Betard Sparta nie miała wyjścia i przystała na warunki Janowskiego. Mówi się, że kwota miała wynosić około 1,2 mln złotych za podpis i 12 tysięcy za punkt. Jakież było zdziwienie niektórych kibiców, kiedy o tym usłyszeli. Wszak mistrz Polski ma za sobą dwa mierne sezony, które skończył ze średnią wynoszącą w przybliżeniu 1,90 pkt/bieg. W latach 2023-24 nie był już tym samym pewniakiem i filarem zespołu, co poprzednio, wypadając poza czołową piętnastkę najskuteczniejszych zawodników ligi. Polak będzie walczyć o posadę Co najważniejsze, Janowski był dużo mniej skuteczny na wrocławskim torze aniżeli w minionych sezonach. Ze Sparty odszedł już Tai Woffinden, który wspólnie z Polakiem miał bardzo długi staż w dolnośląskim klubie. 3-krotny mistrz świata narzekał na przygotowanie toru. Wystarczy przypomnieć sobie inauguracyjne starcie z NovyHotel Falubazem, które ledwo wygrali 47:41. I to właśnie ta dwójka najbardziej zawiodła, a trener po meczu bił się w pierś i winę wziął na siebie. Brytyjczykowi nie odpowiadała tak twardo przygotowana nawierzchnia. Dużo lepiej czuł się, kiedy tylna opona miała się o co zaczepić. Teraz wydaje się, że jeśli kapitan nie poprawi swoich notowań i nie udowodni, iż zasługiwał na takie pieniądze, to jego przygoda w macierzystej drużynie również może się zakończyć. We Wrocławiu mają aspiracje na złoto, a do tego potrzebują równo punktującej drużyny. Takiej jak w 2021 roku.