Pogoda w tym rosyjskim mieście, położonym u wybrzeży Morza Japońskiego w odległości ok. 50 km od granicy chińsko-rosyjskiej i ok. 120 km od granicy koreańsko-rosyjskiej, wydaje się obecnie idealna. W ciągu dnia kształtuje się bowiem na poziomie -10, -8 °C. Łogaczow ma duże doświadczenie w ściganiu się na lodzie. W zasadzie od tej dyscypliny rozpoczynał swą przygodę ze sportami motorowymi. W 2013 roku zajął nawet piąte miejsce w indywidualnych mistrzostwach Europy, a rok później wystąpił w jednym z finałów IMŚ (w Błagowieszczeńsku). Obecnie ice racing traktuje tylko jako formę przygotowania do sezonu żużlowego, ale nie są to tylko i wyłączenie treningi. W poprzednich latach Rosjanin regularnie pod koniec stycznia startował w zawodach organizowanych na innym zamarzniętym zbiorniku w Sybircewie (ok. 200 km na północ od Władywostoku). W Rybniku mocno liczą na Łogaczowa Głód ścigania u Rosjanina musi cieszyć rybnickich kibiców. 26-latek w minionym sezonie był najskuteczniejszym żużlowcem ekipy z Górnego Śląska i czwartym pod tym względem w całej eWinner 1.LŻ (średnia 2,197 pkt./bieg). Podobnie jak przed sezonem 2021 jako jedyny z seniorów utrzymał miejsce w składzie i to na nim prezes Krzysztof Mrozek chce budować od nowa potęgę 12-krotnych drużynowych mistrzów Polski. Jego zatrzymanie w klubie uznał za swój największy transferowy sukces ostatniego okienka transferowego. Sam Łogaczow też podkreśla, że w rybnickim zespole czuje się bardzo dobrze. - Myślę, że po prostu obie strony są z tej współpracy zadowolone. Ja staram się z siebie dawać wszystko co potrafię na torze, a klub spełnia moje oczekiwania finansowo-organizacyjne. To będzie już mój czwarty sezon w ROW-ie. Mam tu stworzone naprawdę dobre warunki do życia w Polsce, do sportowego rozwoju. Wciąż jestem żużlowcem na dorobku. Chcę się uczyć jazdy, poznawać ustawienia, specyfikę sprzętu, inwestować w silniki. Przewracanie wszystkiego do góry nogami i zmienianie klubów, nauce i rozwojowi nie służy. Wolę znane otoczenie, spokój w drużynie, bo to się potem przekłada na spokój w głowie i w jeździe. Oczywiście nie zawsze jest idealnie, zdarzają się trudniejsze momenty, ale wszystko można spokojnym podejściem i pracą przezwyciężyć. Rybnickiemu klubowi sporo zawdzięczam. Po fatalnych sezonach w Krakowie i Daugavpils nie miałem nic. Nie miałem sprzętu, nie miałem pieniędzy, nie miałem specjalnych nadziei na sportowy rozwój. Gdy przyszedłem do ROW-u dostałem kasę, dostałem silniki, dostałem serdeczne podejście ze strony ludzi w klubie i kibiców. To pozwoliło mi się odbudować - mówił w listopadzie w wywiadzie dla Interii.