Fredrik Lindgren jedzie w tym roku całkiem przyzwoity sezon. Zajmuje piętnaste miejsce w klasyfikacji najskuteczniejszych ekstraligowców i plasuje się na piątej pozycji w klasyfikacji generalnej cyklu Grand Prix. Ostatnie tygodnie nie idą mu jednak po myśli - najpierw kibice Włókniarza obwiniali go o zawalenie wyjazdowego spotkania w Grudziądzu, później Szwed słabo spisał się w Hallstavik w meczu swej rodzimej ligi, zaś w sobotę nie zdołał awansować do półfinałów gorzowskiego turnieju GP. Jak się okazuje, przyczyna regresu zawodnika mogła leżeć w jego stanie zdrowotnym. - Po konsultacjach z lekarzem zdecydowaliśmy o zawieszeniu jazdy na kilka tygodni - poinformował 37-latek za pośrednictwem swych mediów społecznościowych. - Miniony sezon byłem zmuszony zakończyć przedwcześnie ze względu na moją walkę ze skutkami COVID-u. W ostatnim czasie duszności powróciły. Mam nadzieję, że chwilowa przerwa pozwoli mi szybciej dojść do siebie, wrócić do jazdy i dokończyć sezon 2022. Moim drużynom z Vastervik i Częstochowy życzę wszystkiego najlepszego - napisał. Włókniarz nie jest na straconej pozycji Włókniarza jeszcze dziś czeka pojedynek z Moje Bermudy Stalą Gorzów. Kibice spod Jasnej Góry nie powinni jeszcze rozpaczać Trener Lech Kędziora może desygnować zastępstwo zawodnika za znajdującego się na zwolnieniu lekarskim Lindgrena. Takie rozwiązania oznacza więcej wyścigów dla świetnie dysponowanych Leona Madsena i Kacpra Woryny, a także świetnie czującego się na domowym torze Mateusza Świdnickiego. Trzy biegi tego tria i dodatkowy start Bartosza Smektały mogą zapewnić Lwom nawet więcej punktów niż Lindgren w formie z ostatnich kilku zawodów. Przymusowy urlop Lindgrena nie oznacza, że Maciej Janowski może przestać obawiać się Szweda w kontekście walki o medale indywidualnych mistrzostw świata. Kolejny turniej Grand Prix odbędzie się dopiero 13 sierpnia na Millenium Stadium w brytyjskim Cardiff. Szwed ma więc aż 6 tygodni na powrót do swej najlepszej dyspozycji.