GKM Grudziądz wypłacił swojemu byłemu już zawodnikowi 700 tys. złotych, ale ten zdołał wystartować tylko w czterech meczach PGE Ekstraligi. Wszystko przez kontuzję, której nabawił się w spotkaniu ligi angielskiej. Zgodnie z regulaminem klub miał możliwość do potrącenia części tego pokaźnego wynagrodzenia. Z tej opcji działacze skorzystali, a chodzić ma o kwotę około 420 tys. złotych. Jason Doyle winny fortunę GKM-owi Grudziądz Informowaliśmy już wcześniej, że zawodnik miał poprosić klub o zgodę na rozłożenie tej należności w ratach, ale GKM nie przystał na takie rozwiązanie. Zasadniczo trudno się temu dziwić. Raz, że wydano wielką kasę na kontrakt Jasona Doyle'a, który miał być liderem drużyny, a ostatecznie pożytku wielkiego z niego nie było. Druga sprawa to środki, które działacze za chwilę będą potrzebować na wypłaty swoim zawodnikom za przygotowanie do nowych rozgrywek. Chodzi o miliony, więc każda złotówka się przyda. Tyle tylko, że były mistrz świata z 2017 roku przelewu żadnego nie zrobił, a zgodnie z regulaminem miał na to czas do końca października. Strony aktualnie nie mają żadnego kontaktu. Co więc w takiej sytuacji? Teraz do gry wejdzie centrala, choć wiele wskazuje na to, że sprawa może rozejść się po kościach. Tak może zakończyć się sprawa tego długu Sankcje, jakie grożą zawodnikowi, to brak potwierdzenia do startów w przyszłym sezonie. Choć termin został już złamany, to w praktyce wystarczy, że ureguluje on wszystkie należności do rozpoczęcia kolejnych rozgrywek i sprawa zostanie zamknięta. Nikt nie chce robić Doyle'owi pod górkę. Chodzi tylko o rozliczenie się z tego, o czym mówi regulamin. Być może sam żużlowiec czeka na to, aż zostanie mu wypłacona kasa na przygotowanie od nowego klubu z Częstochowy. W przyszłym roku Australijczyk ma być bowiem gwiazdą numer jeden i liderem Włókniarza.