Przemysław Pawlicki do lat uznawany jest za zawodnika o ogromnym potencjalne i umiejętnościach, lecz te niekoniecznie przekładają się na wyniki. Za czasów juniorskich uchodził za nadzieję polskiego żużla. W okresie seniorskim już tak kolorowo nie było. Miewał dobre sezony, startował nawet w cyklu Grand Prix, ale trudno odnieść wrażenie, aby rozwinął skrzydła na miarę swojego potencjału. Przed rokiem startował na zapleczu PGE Ekstraligi, gdzie szukał formy i miał się odbudować. Po krótkim rozbracie wrócił do elity, ale Falubaz postawił na nim krzyżyk i Pawlicki musi się pakować. Przemysław Pawlicki niczym kot w butach W ostatnim czasie informowaliśmy, że Przemysław znalazł się na celowniku potencjalnego beniaminka ligi, czyli Polonii Bydgoszcz. Prezes Jerzy Kanclerz ma poważnie rozważać możliwość zatrudnienia tego zawodnika. Wydaje się, że w finale 2. Metalkas Ekstraligi pojedzie też ROW Rybnik. Gdyby to rybniczanie zwyciężyli, to również będą poszukiwać Polaka i niewykluczone, że wybór padnie na doświadczonego już Przemysława Pawlickiego. Wiele więc wskazuje na to, że gwiazdor zachowa pracę w najlepszej lidze świata i zainkasuje grubo ponad milionowy kontrakt. Eksperci stawiają jednak przy jego nazwisku pewien znak zapytania. - Z Przemkiem jest tak, że przed sezonem w turniejach towarzyski prezentuje się świetnie i każdy myśli, że to będzie jego rok. Później przychodzi sezon i świetne występy przeplata gorszymi. Przed meczem nigdy nie wiesz, jak się zaprezentuje. Może być świetny występ, a równie dobrze kiepski - słyszeliśmy w niedzielnym Magazynie Żużlowym. To jest największa bolączka Pawlickiego We wspomnianym na początku meczu w Lublinie Przemysław zaczął spotkanie przeciętnie, ale z czasem się rozkręcał i wygrywał wyścigi. - Presja i oczekiwania, jakie nakłada na siebie są ogromne. Kiedy ciśnienie spada, to jedzie dużo lepiej. Widzieliśmy to w spotkaniu przeciwko Motorowi, bo ten rewanż ze względu na wynik nie miał już takiego ciężaru. Pawlicki mógł spokojnie pojeździć, poszukać dobrych ustawień w sprzęcie i efekt od razu był - zwrócił uwagę Patryk Malitowski, ekspert żużlowy. Głowa to nie jedyny problem żużlowca. Nikt nie podważa jego umiejętności, które są na wysokim poziomie. Kłopot pojawia się jednak również, gdy idzie o regulacje sprzętu. Przez laty zawodnikowi przypięto łatkę, że dużo zmienia, żongluje silnikami i efekt jest marny. Poza tym jest na czarnej liście kilku znanych tunerów. - Uważam, że zasługuje na szanse w PGE Ekstralidze. Różnie ocenia się braci Pawlickich za ten sezon, ale ja uważam, że dali radę. Doprowadzili Falubaz do play-offów, utrzymali się, więc swoje zadanie spełnili. Przemysław w kluczowych momentach dawał radę - przekonywał Krzysztof Cegielski. Swoją drogą przed Przemysławem Pawlickim bardzo ciekawy okres. Raz, że będzie negocjował nowy kontrakt w PGE Ekstralidze, a dwa w październiku mierzyć będzie się z dużym wyzwaniem i szansą. Jest bowiem na liście uczestników Grand Prix Challenge. Uczciwie trzeba przyznać, że nie jest bez szans w kontekście awansu i wywalczenia miejsca w przyszłorocznej edycji żużlowych mistrzostw świata.