Już tylko cud może uratować Cellfast Wilki przed degradacją do 1. Ligi Żużlowej. Jedynym żużlowcem beniaminka, który na sto procent znajdzie sobie nowego pracodawcę w PGE Ekstralidze będzie Jason Doyle. Australijczyka mocno kusi ZOOleszcz GKM Grudziądz, pojawiło się też zapytanie z For Nature Solutions Apatora Toruń. Ważą się losy Lebiediewa w PGE Ekstralidze Chrapkę na dalszy mariaż z najwyższą klasą rozgrywkową ma też Andrzej Lebiediew, ale w jego przypadku do statusu związku trzeba dodać dopisek to skomplikowane. Kiedyś zresztą utarło się powiedzenie, że Łotysz, to idealny przykład zawodnika za słabego na PGE Ekstraligę, ale za mocnego na jej zaplecze. Lebiediew znakomicie wszedł w sezon. Gdyby nie defekt na prowadzeniu na inaugurację w Lesznie, otarłby się o komplet, a Krosno byłoby teraz w całkowicie innym położeniu, z dużymi szansami na utrzymanie. Wówczas temat odejścia byłby nieaktualny. Później nie było już tak słodko i kolorowo. Andrzej nie wyważył drzwi PGE Ekstraligi, czego dowodem jest dopiero trzydziesta średnia. Przyszłość 29-latka była tematem płomiennej dyskusji w środowym Kolegium Żużlowym na profilu youtube’owym Canal+. - Wolałbym wziąć głodnego, nienasyconego i walecznego Lebiediewa niż np. Nickiego Pedersena, któremu bliżej do końca kariery - stwierdził Krzysztof Cegielski. W porównaniu do Duńczyka Lebiediew byłyby też dużo tańszą opcją i łatwiej dałoby się go wkomponować do zespołu, bo to bardzo sympatyczny i niekonfliktowy chłopak. Nie ma chyba w środowisku osoby, która powiedziałaby o Andrzeju złego słowa. Prezesi polują na grube ryby, Łotysz czeka Większość działaczy nie podziela jednak zdania menedżera Janusza Kołodzieja. Multum ekspertów i obserwatorów natomiast twierdzi, że Lebiediew pada ofiarą zabetonowanej PGE Ekstraligi i przywiązania do nazwisk. Fakt jest taki, że póki co prezesi nie zabijają za 29-latkiem, a sam Lebiediew musi uzbroić się w cierpliwość. Nie jest tej chwili zawodnikiem "pierwszej potrzeby". Na razie na celowniku ekstraligowców są grube ryby i to z nimi szefowie klubów wiszą na telefonie. W nowym otoczeniu Andrzej musiałby niejako budować swoją pozycję od nowa. Nie dostałby takiego statusu jak w Krośnie, gdzie był traktowany po królewsku, dzierżył opaskę kapitana i po dwóch słabych występach nikt nie patrzył na niego krzywym okiem. Jedno jest pewne, jeśli żaden klub z PGE Ekstraligi nie pochyli się nad kandydaturą Lebiediewa, Wilki Krosno przyjmą go z powrotem z otwartymi ramionami.