Matej Zagar skończył w tym roku 40 lat. Słoweniec przez dłuższy czas rywalizował na poziomie ekstraligowym, gdzie był solidnym punktem swoich drużyn. Najdłużej zakotwiczył w Gorzowie. To był najlepszy okres w jego sportowym życiu. Wówczas bardzo dobrze prezentował się także w cyklu Grand Prix, godnie reprezentując swój kraj. Zrobił krok w tył W 2017 roku przeszedł do Częstochowy i spędził tam trzy sezony. Pod Jasną Górą jego notowania spadły i działacze Włókniarza postanowili się z nim w końcu pożegnać. Ostatnią deską ratunku miały być przenosiny do Lublina. Tam zaliczył niesamowicie dobry rok, wskakując do TOP 10 najlepszej ligi świata. Dzięki temu trafił na sezon 2021 do Zielonej Góry, lecz tam jego przygoda z Ekstraligą zakończyła się na dobre. Słoweniec był zmuszony zejść do 1. Ligi Żużlowej, co po części wymuszał przepis o konieczności startu zawodnika do lat 24 (nagle 8 miejsc pracy zostało zajętych przez żużlowców w tym wieku, na czym stracili ci starsi). Wydawało mu się, że bez problemu poradzi sobie w niższej klasie rozgrywkowej. Rzeczywistość okazała się brutalna i nie spełnił oczekiwań w pragnącej awansu Abramczyk Polonii Bydgoszcz. W tym roku był granatem wrzuconym do szatni Na ubiegły sezon nie znalazł klubu i praktycznie przygotowywał się do minionych zmagań bez żadnej przynależności w polskiej lidze. Zmieniło się to natomiast już w kwietniu, gdzie z jego usług skorzystał Krzysztof Mrozek z Rybnika. Transfer okazał się jednak granatem do szatni, bowiem początkowo nie było ani wyników, ani atmosfery. Wkrótce wypożyczono Krystiana Pieszczka do Rzeszowa, więc w drużynie nie było już nadwyżki seniorów. Złapała ona wiatr w żagle, a Matej był jedną z istotnych postaci. W najważniejszych meczach jednak zawiódł. Z roku na rok jest coraz słabszy Liczby jednak nie kłamią, bo statystycznie spisał się jeszcze gorzej, niż w roku poprzednim. Jego średnia biegowa wyniosła 1,740 i rybniczanie podziękowali mu za współpracę. Obecnie nie znalazł on żadnego klubu na przyszłoroczne rozgrywki. Większość prezesów odstraszają przede wszystkim jego wymagania finansowe, niewspółmierne do aktualnego poziomu sportowego. Jeśli nie znajdzie zatrudnienia nawet na wiosnę, to można mówić o powolnym końcu najwybitniejszego słoweńca w historii sportu żużlowego. Szymon Makowski, Interia