Duńczyk przebojem wdarł się do PGE Ekstraligi w sezonie 2019. W kolejnych dwóch latach spisywał się tylko lepiej. Tego roku nie zaczął jednak najlepiej - pierwsze trzy mecze były w jego wykonaniu zdecydowanie gorsze, niż poprzedni sezon. Punktował na poziomie średnio 1,5 punktu na bieg - o ponad trzy dziesiąte słabiej, niż przed rokiem. Później przyszedł jednak zwrot. Anders Thomsen świetnie spisał się podczas inauguracyjnej rundy cyklu Grand Prix w chorwackim Gorican, gdzie zajął czwarte miejsce, a później dwukrotnie był liderem Moje Bermudy Stali Gorzów w meczach PGE Ekstraligi - najpierw w spotkaniu w Grudziądzu, a później w meczu przeciwko drużynie z Częstochowy. Thomsen uspokaja kibiców Stali Wydawało się, że wszystko jest już w jak najlepszym porządku, gdy przyszedł słaby występ Thomsena na PGE Narodowym. Z dwoma punktami na koncie Duńczyk zajął ostatnie, szesnaste miejsce. Bardzo słabo, gdy mówimy o zawodniku, który dwa tygodnie wcześniej stawał na podium. Co stało się więc w Warszawie? - To po prostu nie był mój dzień. Podobnie jak wczoraj w kwalifikacjach, nie znalazłem prędkości, więc jestem trochę zawiedziony - komentował na gorąco Thomsen. Duńczyka bronił selekcjoner duńskiej reprezentacji, Hans Nielsen. - Był bardzo pogubiony. Po raz pierwszy od dłuższego czasu jeździł na torze jednodniowym. Myślę, że nie ma właściwego sprzętu na tego rodzaju tor, więc cały wieczór się męczył. Próbował znaleźć odpowiednie przełożenia, ale żadne z nich nie grało - uchylał rąbka tajemnicy czterokrotny indywidualny mistrz świata. Thomsenowi nie pomogły nawet, jego zdaniem, korzystne pola startowe. - Pola startowe nie były aż tak ważne. Pole D wydawało się najkorzystniejsze, ja miałem dwukrotnie start z tego miejsca i nie udało się tego wykorzystać - tłumaczył żużlowiec. Jednocześnie zapewnił, że nie wpada w kolejny dołek. - Nie dzieje się gorzej. To tylko jednodniowy tor, w przypadku którego nie mam zbyt wiele doświadczenia. Głowa do góry, kolejna okazja przed nami już w Pradze - podsumował 28-latek.