Fricke był stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix w latach 2020-2023. Wygrał twa turnieje (w Toruniu i Warszawie), trzy razy dotarł do wyścigów finałowych. O medale przez te cztery sezony z rzędu nie był w stanie walczyć, ale w końcowej klasyfikacji zajmował miejsca w środku stawki lub na początku drugiej połówki. Brak stałej dzikiej karty dla żużlowca w rozwojowym wieku (ma 28 lat) był szokiem dla ekspertów i obserwatorów. Zwłaszcza że Fricke w sezonie 2023 zajął niezłe, dziewiąte miejsce. Sześć razy startował w półfinałach. PGE Ekstraliga. Czy Max Fricke rozbije bank? Już raczej nikt nie ma wątpliwości, że decyzja o braku zaproszenia dla Fricke'a była po prostu błędna. Australijczyk ustabilizował jazdę na bardzo wysokim poziomie. W samej PGE Ekstralidze poprawił średnią biegową z 2,000 na 2,079, stał się zdecydowanym liderem ZOOLeszcz GKM-u Grudziądz. W klubie z gażą dla swojej gwiazdy doszli do sufitu. Kilka tygodni temu pisaliśmy, że GKM więcej już Fricke'owi nie może zapłacić.Od początku sezonu Australijczyk zaskakuje, więc plotki o zainteresowaniu bogatszych klubów nie są żadnym zaskoczeniem. Teraz jeszcze zawodnik dołożył do swojego CV doskonale występy w dwóch turniejach Grand Prix, w których zastępował Doyle'a jako pierwszy rezerwowy. W Pradze był siódmy (dojechał do mety czwarty w półfinale, choć zwyciężył w fazie zasadniczej), a w Malilli zajął drugie miejsce, za mistrzem Bartoszem Zmarzlikiem. Ciągle się rozwija i chyba nie są to jeszcze wyżyny jego możliwości. Ich sytuacja robi się coraz bardziej dramatyczna. Margines błędu jest już wyczerpany Grand Prix. Na co stać Maxa Fricke'a? Fricke do końca tegorocznego cyklu będzie zastępować Doyle'a. Co w następnym roku? Po takich występach w całym sezonie po prostu musi być pewniakiem do stałej dzikiej karty. Kto wie, czy jednak sam nie załatwi tej sprawy szybciej. 4 października w czeskich Pardubicach wystąpi w Grand Prix Challenge, gdzie będzie jednym z faworytów. Jeśli awansuje, to nie będzie musiał obgryzywać paznokci i liczyć na łaskę organizatorów.Wtedy już z pewnością będzie znana przyszłość Australijczyka w PGE Ekstralidze. Odejście z Grudziądza wcale nie jest najlepszą opcją dla zawodnika. Fricke w GKM-ie już teraz status gwiazdy oraz gwiazdorską umowę. Dostał 1,1 miliona za podpis i za każdy punkt kasuje 11 tysięcy. W innym miejscu co prawda mógłby dostać nieznaczną podwyżkę, natomiast byłby jedną z kilku gwiazd. W Grudziądzu jest niekwestionowanym liderem, trener Robert Kościecha od niego rozpoczyna ustawienie składu na konkretnego rywala.Zostać czy odejść? Kiedyś taki dylemat miał dawny lider GKM-u - Artiom Łaguta. W Grudziądzu jeździł przez sześć lat. Fricke nie jest nawet na półmetku tej drogi. Polacy wygrali w sądzie z Duńczykiem. Zapadł wyrok w głośnej sprawie