Kariera Pawła Miesiąca nie układała się książkowo. Za czasów juniorskich był nieźle rokującym zawodnikiem, ale nikt wielkich sukcesów mu nie wróżył. Tak też układały się jego pierwsze lata już w gronie seniorów. O startach w PGE Ekstralidze mógł pomarzyć. Plątał się głównie po klubach I i II-go ligowych. Aż w końcu trafił do Lublina, gdzie wystrzelił. Wspólnie z Motorem awansował z najniższego szczebla ligowego aż do PGE Ekstraligi. A tam stał się nieoczekiwaną gwiazdą. Kibice zanim szaleli. Cały Lublin mówił o Miesiącu Mowa o sezonie 2019. Ówczesny beniaminek PGE Ekstraligi Motor Lublin przez większość ekspertów skazywany był na pewny spadek. Tamta drużyna personalnie rzeczywiście wyglądała na papierze mocno średnio. Tyle tylko, że nikt nie mógł przewidzieć takiego wyskoku formy Pawła Miesiąca. 33-letni wówczas zawodnik jechał tak, jakby każdy bieg miał decydować o życiu. Ostro, stanowczo i niesamowicie widowiskowo. Na torze potrafił robić cuda. Z reguły przegrywał starty, ale to sprawiało, że dostarczał kibicom show mijając widowiskowo swoich rywali. Błyszczał przede wszystkim na torze w Lublinie. Ucierał nosa największym gwiazdom ligi. Między innymi dzięki jego postawie Motor ostatecznie się utrzymał w lidze, a Miesiąc z urzędu zapewnił sobie kontrakt w klubie na kolejny rok. W sezonie 2020 tak dobrze już jednak nie było. Wcześniejszą kampanię zakończył ze średnią 1,623 pkt./bieg. Rok później nie miał pewnego miejsca w składzie, o które walczył z Jakubem Jamrogiem. Niepewna sytuacja i mniejsza ilość startów wpłynęła na jego dyspozycję. Ostatecznie rozgrywki ukończył ze średnią 1,208 pkt./bieg. To wtedy skończyła się magia Miesiąca Po przeciętnym sezonie żużlowiec naturalnie musiał zejść ligę niżej, ale już nigdy nie był w stanie nawiązać do swoich najlepszych czasów. Trafił do Unii Tarnów, która miała problem z regularnymi płatnościami. W kolejnych latach startował stosunkowo niewiele reprezentując wspomnianą Unię i Stal Rzeszów. W środowisku mówiło się, że spadek formy Miesiąca to jedno, ale z drugiej strony potrafił się cenić i nie zagrzał nigdzie dłużej miejsca. Czarę goryczy przelał ostatni rok. Miesiąc podpisał kontrakt z Kolejarzem Opole, ale wystąpił tylko w dwóch meczach. Później rozwiązał kontrakt z klubem, z którym wpadł w spór dotyczący kwestii finansowych. Zasadniczo więc ostatni sezon stracił, a w trakcie ostatniego okienka transferowego nie podpisał nigdzie kontraktu. Wybrał się za to do Argentyny na otwarte mistrzostwa tego kraju. Tam radzi sobie bardzo dobrze i ma realne szanse na wygranie całego cyklu. Oczywiście poziom tych turniejów do najwyższych nie należy, ale dla Miesiąca może to być jakaś szansa zawrócenia na siebie uwagi w Polsce. Gdy ruszą pierwsze mecze z pewnością będą kluby, które poszukiwać będą wzmocnień. To szansa dla niego na powrót do poważnej rywalizacji.