Na początku sezonu mieliśmy niebezpieczną sytuację w Gnieźnie, kiedy to Jan Heleniak stracił panowanie nad maszyną i omal nie staranował wirażowego. Uwagę zwrócił tutaj fakt, że junior miał do "przeszkody" bardzo daleko, ale gdy został wytrącony z rytmu jazdy, przejechał całą murawę i nie zrobił niczego, by zareagować, po prostu jechał przed siebie. Skończyło się szczęśliwie, ale mogło naprawdę dojść do dramatu. Heleniak miał furę szczęścia. Już po tym zajściu kilku trenerów zwracało uwagę na nieprzygotowanie juniorów na sytuacje awaryjne. - Mamy problem. Nie reagują właściwie. Gdy tracą kontrolę, odchylają się, cały czas trzymając wkręcony gaz. I jadą jak pociski - zauważa. - Nie może być tak, że zawodnik zdaje egzamin na licencję, a potem nie kontroluje maszyny. Jasne, że początkowo każdy ma problemy. Tego trzeba się nauczyć. Ale porażająca jest taka bezwładna jazda po murawie - mówił nam Bogusław Nowak, pierwszy trener Bartosza Zmarzlika. Znowu to samo, ale tym razem z konsekwencjami Niestety kilka dni temu mieliśmy kolejną sytuację spowodowaną niewłaściwą reakcją juniora. W Gdańsku Bartosz Głogowski stracił kontrolę nad motocyklem i huknął w Nicolaia Klindta, powodując u niego poważną uraz. Przerażeni byli nawet komentatorzy. Patryk Malitowski zwrócił uwagę na to, że w lidze jadą ci, którzy chcą, a nie ci, którzy powinni. W Gdańsku nie ma kogo wystawić do składu, bo po prostu nie ma chętnych do uprawiania żużla. Kończy się to tak, że w lidze potrafi pojechać ktoś o bardzo małych jeszcze umiejętnościach. Na Głogowskiego wylała się spora krytyka, ale należy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy on na pewno jest tu winny. Co prawda to on spowodował wypadek, ale z drugiej strony to jego ktoś nie nauczył reagowania w takich sytuacjach, na przykład tego by położyć motocykl. Oczywiście sporo było głosów mówiących o tym, że już najwyższy czas na powrót zagranicznego juniora, czyli utalentowanych chłopaków z innych krajów, zamiast wstawianych często na siłę reprezentantów Polski.