Choć Matej Zagar ma bogate CV (sukcesy w PGE Ekstralidze i wiele lat jazdy w Grand Prix), to nie znalazł pracodawcy w 2024 roku. Wszystko ze względu na warunki finansowe, które przedstawiał m.in. prezesom klubów Metalkas 2. Ekstraligi. W szczytowym momencie miał żądać gwiazdorskiego kontraktu na poziomie ponad pół miliona złotych. Żądał ogromnej kasy, olał ofertę jednego z klubów Oczekiwane pieniądze nie współgrały jednak z odpowiednim poziomem sportowym. Słoweniec ma za sobą dwa lata startów na zapleczu i w żadnym z nich nie był wyraźnym liderem swoich drużyn. Pracy nie znalazł nawet wtedy, kiedy kluby PGE Ekstraligi były na niego skazane z powodu licznych kontuzji. Takiemu ZOOleszcz GKM-owi Grudziądz, który oferował 50 tysięcy złotych za podpis, 8 tysięcy za punkt i klubowe silniki, błyskawicznie podziękował. Zagar ma własny team oraz motocykle, więc nie chciał się na to pisać. Teraz natomiast chyba poszedł po rozum do głowy, bo nieoczekiwanie zaczął wysyłać oferty bez żadnej kwoty na przygotowanie do sezonu. Wziąłby Zagara pod jednym warunkiem Mówi się, że teraz Zagar chce około 6 tysięcy za punkt i to mu wystarczy. Zdał sobie sprawę, że w innym wypadku nie znajdzie żadnego klubu i może kończyć karierę. Stawki na zapleczu w ostatnim czasie drastycznie spadły w dół, ponieważ zawodników jest więcej, niż miejsc w zespołach. - Widzę, że małymi krokami zmierza to w rozsądnym kierunku, gdzie płaci się za wykonaną pracę, a nie za nazwisko. Matej na takich warunkach jest atrakcyjnym zawodnikiem. Do tej pory byłem przeciwny Zagarowi w polskiej lidze, ale jeśli godzi się na takie warunki, to podpisałbym z nim kontrakt. Brałbym go w ciemno, ale pod jednym warunkiem - mówi nam Jan Krzystyniak. To właśnie tam ma trafić mistrz Europy Wiele wskazuje na to, że były uczestnik Grand Prix znajdzie zatrudnienie w H. Skrzydlewska Orle Łódź. Jeszcze niedawno wydawało się, że ten centralny ośrodek zniknie z żużlowej mapy. Teraz Orzeł korzysta na bardzo niskich stawkach, ponieważ całkiem niezły skład można zbudować za dosłownie grosze. - Ktoś najwidoczniej musiał mieć na tego pana ogromny wpływ. Być może córka. Najważniejsze, że Łódź nie zniknie mapy i weźmie udział w rozgrywkach. Bardzo mnie to cieszy, że chociaż w tych niższych ligach, to prezesi dyktują teraz warunki, a nie zawodnicy - podkreśla. - To prezesi mają wymagać i ustalać kwoty, dzięki czemu poziom żużla nie będzie spadać. Zawodnicy czują się bezpieczni, bo praktycznie wszyscy mają gwarancję jazdy. To jest powoli patologia, bo ogromne stawki zabijają polski żużel. A jeśli ten sport w Polsce upadnie, zarazem zniknie na całym świecie - kończy.