Leon Madsen w dwóch pierwszych meczach miał wystąpić na silnikach tuningowanych przez fabrykę GM-a, czyli bezpośrednio producenta tych włoskich silników. To zaskakująca informacja, bo przecież w żużlu regułą jest, że zawodnicy po zakupie jednostki napędowej oddają ją do tuningu tak, aby wymienić i usprawnić odpowiednie podzespoły, które umożliwią wyciśnięcie jeszcze więcej z tego silnika. W co gra Leon Madsen? Duńczyk zaskoczył wszystkich Leon Madsen zaliczył kiepskie wejście w sezon i zaraz zaczęło się poszukiwanie problemów po stronie Duńczyka. Trop padł na sprzęt, z jakiego aktualnie korzysta, a konkretnie silniki, które miały pochodzić bezpośrednio od fabryki GM-a. Eksperyment byłego wicemistrza świata na razie jednak nie przyniósł spodziewanych efektów, bo zawodnik jest daleki od swojej optymalnej formy. W Zielonej Górze doskonale wiedzą, że bez swojego lidera nie będą w stanie wygrywać meczów. Nie można więc wykluczyć, że już przy okazji najbliższej kolejki wróci do sprawdzonych rozwiązań, a więc najpewniej silników, które tuningował Brian Karger. Inna sprawa, że trudno zakładać, aby Duńczyk rzucił wszystko, co do tej pory działało i postawił na kompletnie niesprawdzone silniki. - Nie chce mi się wierzyć, że zdecydował się świadomie startować na silnikach, które są po prostu wolniejsze. Musiał sprawdzić je na treningach i mieć pewność, że są wystarczająco szybkie. A to, że w lidze nie wyszło, to już inna sprawa - mówi nam anonimowo jedna z osób ze środowiska. Silniki tuningowane bezpośrednio przez producenta są nowością na rynku. Przynajmniej na razie wydają się być jednak gorszym rozwiązaniem dla zawodników ze światowej czołówki. - Nie wydaje mi się, aby GKM miał taką jakość, jak silniki, które przechodzą przez ręce tunerów - dodają nasi rozmówcy. Swoją drogą to już nie pierwszy tego typu eksperyment w żużlu. Kilka lat temu własny silnik - znacznie bardziej wydajny i wytrzymały, próbował stworzyć Szwajcar Marcel Gerhard. Testowało jego jednostki kilku zawodników, ale finalnie je porzucili. Ze swoim sprzętem na rynek próbuje wejść też Flemming Graversen, ale na razie bez większych sukcesów. Cegielski mówi, że żużel potrzebuje takich rozwiązań O ile w rywalizacji z najlepszymi silniki tuningowane przez GM-a mogą nie zdawać egzaminu, o tyle może to być świetne rozwiązanie dla zawodników z drugiej rzędu, którzy na co dzień borykają się z olbrzymi kosztami. - Rozmawiałem o tym z prezesem PGE Ekstraligi wiele miesięcy temu. Te silniki miały pojawić się w Polsce do prób, testów przez najlepszych zawodników - mówi nam Krzysztof Cegielski, przedstawiciel zawodników. - Myślę, że jest to przyszłość, jeśli silniki będą tańsze, wytrzymywać dłużej, to co najmniej na poziomie Krajowej Ligi Żużlowej wszyscy powinni jeździć na takim sprzęcie. To jest liga albo dla początkujących, albo dla zawodników, którzy kontynuują swoje kariery jeżdżąc średnio raz w tygodniu już na niższym poziomie. Oni nie potrzebują niczego innego, a przepłacają za silniki, opony i wiele innego osprzętu. W tej lidze powinniśmy wprowadzić wiele ograniczeń sprzętowych dotyczących korzystania z tańszych produktów. Nie wiem, dlaczego to się nie dzieje. Trzeba tej lidze po prostu ulżyć. Jest więc szansa na to, że pomysł włoskiej fabryki nie upadnie i nawet jeśli najlepsi zawodnicy nadal będą korzystać z usług wyspecjalizowanych tunerów, to jednak ten produkt trafi szerzej na rynek. Teraz wszystko w rękach żużlowych decydentów.