Rune Holta, Chris Harris, Paweł Miesiąc, Peter Ljung, Mateusz Szczepaniak, wszyscy oni dzwonili do menadżera Fogo Unii Leszno oferując swoje usługi. Z kolei Adrian Miedziński nie dzwonił, tylko przyjechał na trening do Leszna. Miedziński miałby szansę, ale ... - Adrian nie wygląda najgorzej, ale brak mu objeżdżenia. Jeszcze potrzebuje minimum tygodnia treningów, żeby móc wejść w taki meczowy rytm. Miedziński w dobrej formie pewnie by nam się przydał, ale na razie nie ma tematu. Sam Adrian zdaje sobie sprawę, że jeszcze nie jest gotowy - mówi nam Piotr Baron, menadżer Unii. Jeśli chodzi o dzwoniących, to klub nie zdecydował się na żadnego z nich. Pewnie największy sens miałoby podjęcie negocjacji ze Szczepaniakiem, ale trudno przypuszczać, że ZOOleszcz GKM Grudziądz zdecyduje się na wypożyczenie zawodnika konkurencji. - Też tak myślę - przyznaje Baron. Ich angaż byłby wyrzuceniem pieniędzy w błoto Jeśli chodzi o Holtę, Harrisa, Miesiąca czy Ljunga, to uznano, że żaden z nie daje żadnej gwarancji, że kontrakt byłby wyrzuceniem pieniędzy w błoto. Każdy z wymienionych miał ostatnio kłopoty w niższej lidze, a Ekstraliga to nie przelewki. W Lesznie uznano, że jak ktoś ma wozić zera i jednyki, to lepiej, jak to będzie wychowanek Unii. Wracając do Miedzińskiego, to niewykluczone, ze Unia za jakiś czas wróci do niego i zaprosi go na trening, żeby zobaczyć, czy coś się zmieniło na lepsze. Inne kluby też myślą o zatrudnieniu tego zawodnika. Miedziński po ubiegłorocznym poważnym wypadku wyjątkowo rozsądnie podchodzi do tematu kontynuowania kariery. Chce mieć poczucie, że jest na to gotowy w 100 procentach.