Krzysztof Meyze to jeden z najlepszych polskich sędziów żużlowych. Już od wielu lat sędziuje mecze PGE Ekstraligi, często wyznaczany jest na te ważne spotkanie, wielokrotnie finałowe. Wyrobił sobie pewny poziom i markę, podobnie jak kiedyś np. Ryszard Głód. Niestety jest tylko człowiekiem i jemu także przydarzają się błędy. Taki właśnie miał miejsce podczas ubiegłorocznego spotkania w Lesznie, kiedy to Meyze wykluczył Patryka Dudka, który... był w tym biegu poszkodowany przez Piotra Pawlickiego. Spotkało się to z bardzo ostrą reakcją środowiska. I o ile jeszcze krytyka czy mówienie o poważnym błędzie były tutaj jak najbardziej uzasadnione, o tyle wszystko to co poszło za tym dalej, było po prostu skandaliczne. Sędzia otrzymywał pogróżki dotyczące także jego rodziny. Pseudokibice zmówili się i wspólnie zamieścili mnóstwo negatywnych opinii na stronie jego wyrobów z drewna, którymi zajmuje się w czasie "pozażużlowym". Doprowadzono do tego, że Meyze rozważał rezygnację z kariery arbitra. To mu pokazało, że jest silny. Teraz nic już go nie rusza W podcaście Jacka Dreczki, Krzysztof Meyze został właśnie o tę kwestię zapytany. Prowadzący chciał się dowiedzieć, jak sędzia poradził sobie z tym, co spotkało go późną wiosną 2022 roku. - Sam sobie udowodniłem, że jestem mocny psychicznie. Do końca sezonu nie popełniłem już żadnego błędu. Okrzyki nie robią na mnie żadnego wrażenie, mogą krzyczeć co chcą. Trudne momenty w trakcie meczu? Ja takich nie mam, bo po prostu przywykłem. Przychodzę tam zrobić swoją robotę i tyle - odpowiedział Meyze. Był przy tym spokojny, stonowany i taki po prostu prawdziwy. Dodajmy, że - jakkolwiek kuriozalnie to zabrzmi - od feralnego meczu w Lesznie, Krzysztof Meyze nie popełnia praktycznie błędów. Być może obudziło się w nim coś w rodzaju motywacji do tego, by teraz być "nieomylnym". Oczywiście nie da się pracować bezbłędnie, ale faktem jest jego bardzo wysoki poziom trzymany od chwili powrotu na wieżyczkę. W przyszłym sezonie zapewne kolejny raz będzie czołowym polskim arbitrem.