Kilka tygodni temu wydawało się, że złapał Pana Boga za nogi. Ledwo wyjechał z rozmów z prezesem INNPRO ROW-u Rybnik, a już dzwonił prezes z Bydgoszczy i zapraszał na kawę i negocjacje. Maksym Borowiak w Rybniku ustalił warunki indywidualnego kontraktu, z Abramczyk Polonią też się dogadał. Prezes klubu dogadał się też z FOGO Unią w kwestii odstępnego, ale potem kontakt się urwał. Polonia już go nie chce, a ROW czeka na obniżkę ceny Polonia już nie chce Borowiaka. W zamian pozyskała Franciszka Majewskiego z Kolejarza Rawicz. ROW może by i wziął żużlowca, ale na pewno nie za te pieniądze. W Rybniku uważają, że jak mają wydać 550 tysięcy złotych (250 tysięcy za roczne wypożyczenie i 300 tysięcy za podpis zawodnika pod kontraktem), to wolą zainwestować w swoich juniorów. Jak cena znacząco spadnie, to może wrócą do rozmów. Na razie nie są zainteresowani. I tak Borowiak, o którym media przez 3 miesiąca pisały, że jego transfer przesądzi o tym, która z drużyn awansuje do PGE Ekstraligi, nagle został bez pracy. FOGO Unia zwyczajnie musiała w tej sytuacji zareagować i przeznaczonego wcześniej na wypożyczenie zawodnika włączyć w cały tryb przygotowań do sezonu. Borowiak trenuje z Unią, ale w tym klubie jest numerem cztery Borowiak ma trenować z Unią i jeździć w sparingach, ale jego sytuacja w leszczyńskim klubie się nie zmieniła. Dalej jest bez szans na jazdę, bo sztab już wcześniej zdecydował, że w Ekstralidze będą jeździli Damian Ratajczak, Antoni Mencel i Hubert Jabłoński. Pierwszy wydaje się pewniakiem, a Mencel z Jabłońskim mają rywalizować o drugie juniorskie miejsce w składzie. Borowiaka w tej układance nie ma. W Lesznie mają teraz nadzieję, że w marcu, a najpóźniej w kwietniu sytuacja Borowiaka ulegnie zmianie i znajdą się chętni na jego usługi. Żużel jest sportem urazowym, więc w klubach pojawią się kontuzje i ktoś po Borowiaka będzie zmuszony sięgnąć.