- Ostatnio na przykład ktoś napisał do Krzysztofa Buczkowskiego, że życzy mu śmierci i wszyscy się tym podniecali. Ja takich wiadomości od początku sezonu dostaje średnio trzy razy w ciągu tygodnia, ale o nich nie mówię - wyznał ostatnio Gleb Czugunow w wywiadzie dla Julii Pożarlik z Przeglądu Sportowego. - Od więcej niż pół roku jestem na terapii, ale w zeszłym sezonie też przyjmowałem już leki na te stany lękowe. Są pewne szczegóły, o których ludzie po prostu nie wiedzą. Mama zawsze uczyła mnie, że jak jest ci źle, to możesz płakać w domu, ale poza domem masz być silny i nie pokazywać ani na chwilę tego, co masz w środku. Jednak przez to większość ludzi uważa, że nasze życie jest kolorowe i później są zdziwieni, że ktoś popełnia samobójstwo - powiedział. Przed kilkoma miesiącami Czugunow udostępniał w mediach społecznościowych wykonane przez siebie nagranie kibiców Apatora Toruń, którzy po meczu ich drużyny z Betard Spartą Wrocław obrzucili go różnymi przedmiotami i krzyczeli, że jest "ruską k***ą". Skąd wypływa tak obfite morze nienawiści, którego fale uderzają w 23-letniego zawodnika? Wszystko zaczęło się przed sezonem 2020. Czugunow już w dwóch poprzednich latach reprezentował barwy Betard Sparty Wrocław, ale teraz jego klub znalazł się w niekorzystnej sytuacji kadrowej. Brakowało im w składzie klasowego polskiego juniora. 21-letni Rosjanin pasowałby jak ulał, gdyby tylko legitymował się polskim paszportem. Sprawę załatwiono dość zimnokrwiście. Żużlowiec wziął ślub z Polką, przyznano mu obywatelstwo, a chwilę później zdał polską licencję Ż. W środowisku nikt nie wierzył w nagłe ukłucie strzały Amora. Czugunow kilka miesięcy wcześniej narzekał wszak w mediach, że przez pandemiczne ograniczenia nie może ściągnąć do Polski swej rosyjskiej partnerki. Nie minęło wiele czasu, a jego polskie małżeństwo zakończyło się rozwodem. Sprawie pikantności dodawał fakt, że wcześniej młodzieżowiec zdążył wywalczyć z reprezentacją Sbornej złoto turnieju Speedway of Nations. Kibicom nie spodobało się takie obejście zasad. Czugunow stał się czołowym symbolem przekrętów polskich działaczy. Obrywało mu się za wszystko - oryginalne ubrania, pomalowane paznokcie, nagrywane w przerwach od ścigania piosenki. Wówczas jednak sytuacja nie była jeszcze aż tak gorąca. Kibice nie reagowali na niego z nienawiścią, podchodzili do jego osoby po prostu z nieco szyderczym uśmiechem. Wszystko zmieniła wojna w Ukrainie, której wybuch doprowadził do nałożenia sankcji na Rosjan we wszystkich dziedzinach życia. Nie uniknęli jej także tamtejsi żużlowcy, którym zakazano startów w polskiej lidze i międzynarodowych rozgrywkach pod egidą FIM. Emil Sajfutdinow czy Artiom Łaguta, wielkie gwiazdy, legitymowały się co prawda polsko-rosyjskim obywatelstwem, ale w zawodach międzynarodowych startowali jako Rosjanie. Oni również udali się na zawieszenie. Czugunow, Rosjanin z polskimi paszportem i - co najważniejsze w tej sprawie - licencją, jeździ dalej. Opinii kibiców nie zmienił wywiad Czugunowa z Dariuszem Ostafińskim, który ukazał się na łamach Interii. - Myślę, że ja zrobiłem wystarczająco dużo. Odkąd skończyłem 18 lat, to spełniałem swój obowiązek wyborczy. Głosowałem. Potem przestałem, bo tak zrobiła cała opozycja w ramach protestu wobec wyborczych fałszerstw, do których dochodziło w Rosji. Trzy razy byłem na protestach. Ostatni raz, kiedy wsadzili do więzienia Nawalnego. Mogłem mieć problemy z prawem. Nie mogłem jednak nie pójść na te protesty. Czułem, że to, co się dzieje, nie jest sprawiedliwe. Dlatego myślę, że jako sportowiec zrobiłem wszystko. Jakbym poszedł dalej, to straciłbym pracę, miałbym kłopoty z prawem. Ja i tak mogę mieć problemy, jak służby odszukają ten wywiad - tłumaczył. Opinia publiczna wiedziała jednak swoje. Dziś Czugunow wystartuje z dziką kartą we Wrocławiu. Decyzja o przyznaniu mu przepustki do turnieju Grand Prix nie spotkała się w środowisku ze zrozumieniem. Tym razem nie chodzi jednak o żadne wyższe idee, a po prostu formę sportową. Czugunowowi ten sezon najzwyczajniej w świecie nie wychodzi.