Wiemy już, że w przyszłym roku cykl Grand Prix zawita do czterech polskich miast. Ostatecznie runda w Gorzowie Wielkopolskim dojdzie do skutku, choć przez dłuższy czas stała ona pod znakiem zapytania. W zamian za to kibice mieli obejrzeć najlepszych zawodników świata w Gdańsku na Polsat Plus Arenie. To będzie nowy obiekt w Grand Prix? Nie ma żadnych wątpliwości, że Gdańsk słynie z żużla. Miejscowy klub Zdunek Wybrzeże ma grupę zagorzałych sympatyków, która regularnie kibicuje tej drużynie. Większą popularnością cieszy się natomiast piłka nożna. To właśnie na obiekcie Lechii Gdańsk rozważano organizację jednej z rund cyklu Grand Prix. Wszystko przez niezdecydowanie w Gorzowie, gdzie zdaniem prezesa Stali ta impreza była nierentowna. Ostatecznie temat upadł, choć przedstawicie obiektu informują, że Grand Prix na Polsat Plus Arenie to nie jest zamknięty rozdział. - Byliśmy gotowi zarówno organizacyjnie w tym z kwestiami toru, jak i finansowo, by zorganizować Grand Prix w 2024 w terminie 29 czerwca. Jednak środowisko żużlowe uznało, że jeszcze nie czas na Gdańsk. Były pewne obawy z uwagi na termin, gdyż w przyszłym roku nakłada się na siebie kilka dużych imprez w tym igrzyska olimpijskie. Nie składamy jednak broni i rozważamy uzyskanie licencji już bezpośrednio od organizatora cyklu na rok 2025 lub 2026 - mówi Paweł Buczyński na łamach trojmiasto.pl, prezes Arena Gdańsk Operator. Te słowa ucieszą kibiców Bardzo prawdopodobne, że już w przyszłym roku obejrzymy jakieś zawody żużlowe na dużym obiekcie w Gdańsku. Byłby to jeden z najkrótszych torów czasowych, jaki kiedykolwiek powstał. Nie spełniałby nawet norm FIM, które wynoszą od 260 do 410 metrów. W takim wypadku mogliby jednak liczyć na odstępstwo i zgodę federacji. - Pomysł z żużlem w naszej opinii jest warty kontynuacji. Próbujemy znaleźć partnera, z którym moglibyśmy sprawdzić nasz obiekt. Może już w 2024 roku uda się wyjść z propozycją dla kibiców żużla, których z naszych szacunków w Gdańsku jest około 20 tys. Nasz tor będzie krótszy, ale nie wpływa to na możliwość organizacji zawodów, bo już takie odstępstwa były akceptowane - przyznaje Szymon Makowski, INTERIA