Pierwszy dzień okienka transferowego był nadzwyczaj spokojny, bo nie wydarzyło się tak naprawdę nic. Drugiego dnia zaczęło się już dziać i to od razu bardzo dużo. Motor Lublin zrobił to, co w minionych latach już robił, czyli przywiózł zawodników drogą powietrzną. Tym razem nie było jednak lądowania helikopterem na stadionie, tylko lot prywatnym samolotem do Lublina i spotkanie z kibicami na lotnisku. Pomysł, choć również bardzo ciekawy i z nawiązaniem do przeszłości (kilka lat temu kibice Motoru czekali na lotnisku na Taia Woffindena, który według plotek podpisał kontrakt z lubelskim klubem i miał przybyć do Lublina właśnie samolotem. Oczywiście nic takiego się nie stało - dop. red.), to nie zyskał aż takiego rozgłosu, jak sposób prezentacji Mikkela Michelsena w barwach Włókniarza. Włókniarz wbił szpilkę Motorowi i zasiadł na fotelu lidera Częstochowianie przygotowali film, którego głównym motywem było... lotnisko, co zostało odebrane jako bezpośrednie nawiązanie do prezentacji Motoru. Pikanterii całej sytuacji dodał fakt, że nagranie zostało opublikowane zaledwie kilka godzin po tym, jak Motor, właśnie na lotnisku, zaprezentował trio Zmarzlik, Lindgren, Holder. Jeśli dodamy, że Włókniarz ogłaszał byłego kapitana Motoru, przenoszącego się do Częstochowy prosto z Lublina i mówiącego w filmie "jakie lotnisko?", staje się jasne, że częstochowianie stworzyli gotowy przepis na zrobienie wokół siebie sporego szumu. Wydawało się, że dział marketingu Włókniarza podszedł do kwestii ogłaszania zawodników najbardziej kreatywnie spośród wszystkich klubów żużlowych i nie będzie miał sobie, przynajmniej w tym aspekcie, równych. Nikt bowiem nie podejrzewał, że jakikolwiek inny klub tak bardzo postara się przy ogłaszaniu nowych twarzy w drużynie. Już dzień później okazało się, że wszyscy, którzy tak pomyśleli, byli w sporym błędzie. Czarodziej Janowski - coś z niczego Betard Sparta Wrocław dość niespodziewanie zrobiła coś z, wydawać by się mogło, niczego. Wrocławianie bardzo kreatywnie podeszli do niespecjalnie emocjonującej wiadomości, czyli przedłużenia kontraktu z Maciejem Janowskim. Jednym nie przyszłoby do głowy ogłaszanie tego inaczej, niż jedynie wspólnym zdjęciem, a wrocławianie, nawiązując do pseudonimu Janowskiego "Magic", przygotowali specjalny film inspirowany serią o Harrym Potterze. Wydawać by się mogło, że pomysł prosty, niespecjalnie skomplikowany, ale dzięki bardzo dobremu wykonaniu, świetnie odebrany. GKM Grudziądz pobił wszystkich! Gdy wydawało się, że trudno będzie pobić poprzednie ogłoszenia, do gry wkroczył ZOOLeszcz GKM Grudziądz, który absolutnie pozamiatał konkurencję. Grudziądzanie przygotowali film, w którym prezes GKM-u, Marcin Murawski, gra w popularną serię The Sims. Prezes przegląda w grze zawodników z kadry zespołu by na dłuższą chwilę zatrzymać się na Krzysztofie Kasprzaku. Najpierw zakłada na niego strój klauna, później hot-doga, a na koniec Murawski usuwa zawodnika z kadry i dodaje nowego żużlowca, Maxa Fricke'a. W kwestii interpretacji kibice nie mieli złudzeń. To miała być szpilka wbita w byłego już zawodnika GKM-u, który w tym okienku nie popisał się lojalnością i słownością. Choć zobowiązał się do pozostania w Grudziądzu, połasił się na lepszy kontrakt oferowany przez beniaminka PGE Ekstraligi, Cellfast Wilki Krosno. Strony rozstały się w nie najlepszych relacjach, co widać choćby po wspomnianym filmie. Choć ogłaszał on pozyskanie Maxa Fricke’a, wszyscy mówią tylko o jednym - o szpilce wbitej w Kasprzaka. Przebieranie Kasprzaka nie wszystkim się spodobało Większość piała z zachwytu nad filmem przygotowanym przez GKM, jednak nie wszystkim się on spodobał. Jacek Frątczak, były menadżer m.in. toruńskiego Apatora i ekspert naszego portalu, skrytykował grudziądzan we wpisie na Twitterze. - Ktoś kogoś porównał z parówą, a media bawią się hot-dogami... Nazywajmy przeczy po imieniu, panowie. Na pytanie, czy było smacznie, odpowiem, że nie i nie chodzi o hot-dogi, bo te akurat lubię... - zatweetował Frątczak. Interpretacja Frątczaka jest zgodna z interpretacją większości. Nikt nie ma wątpliwości co do tego, że wsadzenie Kasprzaka w strój hot-doga miało drugie dno. Wydaje się jednak, że większości, w przeciwieństwie do Jacka Frątczaka, ukąszenie Kasprzaka przez GKM bardzo się spodobało. Zobacz także: Euforia była taka, jakby kupili Zmarzlika Złamał dane słowo, a oni go wykpili! Co za prezentacja! Uciekł z ekipy mistrza Polski. Tego chciał uniknąć