"Svetove hviezdy v Zarnovicy - Grand Prix Challenge aj s Martinem Vaculikiem" - głoszą plakaty rozwieszone w całym mieście. Mimo że największa lokalna gwiazda musiała zrezygnować ze startu w zawodach z powodu kontuzji, nie zniechęciło to fanów - w sobotę na stadionie pojawiła się spora część żarnowiczan i nie mniej Polaków. Sama miejscowość nie jest bowiem zbyt duża - liczy sobie około 6500 mieszkańców, a więc mniej więcej tyle samo, co Szklarska Poręba. Ze znanym dolnośląskim kurortem Żarnowicę łączy jednak nie tylko demografia, ale także krajobrazy. Stadion otoczony jest urokliwymi górskimi szczytami. Podejście miejscowych do żużla - czy właściwie "plochej drahy", jak określają ten sport - nie różni się niczym od wyobrażeń polskich fanów. Podobnie jak w niemal całej zachodniej Europie, speedway traktują oni o wiele bardziej spokojnie, bez większej presji. Wielu z nich podczas zawodów - nawet tak ważnych - nie zasiada na trybunach, a rozkłada koc na ziemnym nasypie przy jednym z wiraży. Szampan w plastikowym kubku Światowa czołówka i cały jej blichtr pasuje do tej atmosfery jak pięść do nosa albo szampan do plastikowego kubka. Na tamtejszych fanach spore wrażenie zrobiła sama stawka zawodów, a fakt, iż przyjaciel jednego z nich - były koszykarz NBA, Marcin Gortat - przyleciał na zawody śmigłowcem wydawał się im już po prostu abstrakcyjny. Od samej prezentacji czuć było, iż Grand Prix to najbardziej prestiżowe zawody w historii miasta - spore brawa zebrali reprezentanci Polski, nieco bardziej okazałe Czech Jan Kvech, a największe słowacki rodzynek Jakub Walkowicz. Wszystkich ich przyćmił jednak Martin Vaculik - zawodnik Moje Bermudy Stali samym tylko wejściem na trybunę sprawił, że zgromadzeni na niej kibice wywołali owację na stojąco. Widać, iż w miasteczku ma status króla - porównywalny z pozycją Adama Małysza w Wiśle. Są lepsi w jedzeniu i kontaktach z mediami Mimo iż większość wyścigów nie przysporzyła wielu emocji, kibice bawili się świetnie. Spotykali ze znajomymi, pili jedno z sześciu sprzedawanych w stadionowym pubie - wyposażonym między innymi w kręgielnię - piw oraz zajadali się miejscowymi specjałami. W gastronomii królowała rzecz jasna kiełbasa, jednak w niczym nie przypominała ona tej znanej z polskich stadionów. Była o wiele bardziej doprawiona. Obok niej kupić można także między innymi słodkie kołacze, placki ziemniaczane czy ostre papryczki - pod kątem żywienia kibiców południowi sąsiedzi wyprzedzili nas o lata świetlne. Podobnie zresztą jeśli chodzi o współpracę organizatora z przedstawicielami mediów. Niemal każda polska redakcja miała w Żarnowicy po co najmniej jednym korespondencie. Dlaczego? Na Słowacji mogą oni - podobnie jak w Polsce przed pandemią COVID-19 - przebywać w parku maszyn i przeprowadzać wywiady pomeczowe. Zawodnicy - choć nieco odwykli już od tej formy kontaktu ze światem - nie odmawiali rozmów. Najwidoczniej też trochę się za nimi stęsknili.