Nowy helikopter AS350 kosztuje około 3 milionów euro. Nie wiemy, ile Marcin Gortat zapłacił za ten odkupiony od Stanisława Bieńkowskiego, ale cena z pewnością była niższa. Wystarczy wgląd w media społecznościowe, by stwierdzić, że nowy zakup zdecydowanie się podoba. Były koszykarz ma już za sobą pierwsze przejażdżki połączone z podziwianiem pięknych widoków. Tak Gortat poznał właściciela Falubazu Gortat z Bieńkowskim poznali się przy okazji transferowych poszukiwań Stelmet Falubazu. Zielonogórzanie w sezonie 2020 zakontraktowali jako "gościa" Rohana Tungate’a. Gortat był człowiekiem, który pomagał wówczas zawodnikowi w zawieraniu wszelakich umów. Tungate miał nawet trafić do Falubazu jako pełnoprawny zawodnik w sezonie 2021, ale ostatecznie do porozumienia nie doszło. Dopiero przed rozgrywkami 2022 Australijczyk podpisał kontrakt z Falubazem. W tej umowie Gortat już jednak nie maczał palców. Były koszykarz NBA pozostaje jednak aktywny na żużlowym rynku. Nadal wspiera Tungate’a służąc mu dobrą radą. Nieoficjalnie mówi się, że to właśnie Gortat skłonił Bartosza Zmarzlika do tego, by opuścił Moje Bermudy Stal Gorzów i związał się z Motorem Lublin. Gortat jest w dobrych relacjach z prezesem Motoru Jakubem Kępa. Wspiera też młode talenty. Ufundował stypendium Damianowi Ratajczakowi z Fogo Unii Leszno. Bardzo ciekawą postacią jest też Bieńkowski. Co prawda branżowe media od pewnego czasu donoszą, że jego majątek topnieje, ale właściciel firmy Stelmet i klubu żużlowego Falubaz wciąż kręci się blisko setki najbogatszych Polaków. Mówi się, że gdyby tylko Bieńkowski chciał, to mógłby zbudować w Falubazie dream-team za wielkie pieniądze. Cztery lata temu majątek Bieńkowskiego szacowano na 758 milionów. Wtedy był w setce najbogatszych. Imperium, firmę Stelmet, pomogli mu zbudować Niemcy, którzy masowo przyjeżdżali do przygranicznych rejonów Polski po elementy wyposażenia przydomowych ogródków. Ktoś napisał, że sprzedawał nawet słynne krasnale, ale to nieprawda. Latanie jest wielką pasją właściciela Falubazu Bieńkowski pojawił się w biznesie w połowie lat 80-tych. Ma opinię cenionego pracodawcy, który dba o swoich ludzi. Krąży nawet taka historia, że dawniej, kiedy musiał się z kimś rozstać, to robił to przy lampce koniaku. Ludzie, którzy dostają pracę w Stelmecie czują się, jakby złapali Pana Boga za nogi. Firma najcięższy moment przeżywała w 2008 i 2009 roku. Doprowadził do tego kryzys i operacje przeprowadzone przez ówczesnego wiceprezesa, który w pięciu bankach pootwierał opcje walutowe na 130 milionów złotych. To spowodowało straty. W czerwcu 2009 firma miała już ponad pół miliarda długu. Bieńkowski uratował biznes przed plajtą, negocjując z siedmioma bankami równocześnie. Udało się. W ciągu 2 lat zredukował zadłużenie z 372 na 178 milionów. Dwa lata temu Bieńkowski wycofał akcje Stelmetu z Giełdy Papierów Wartościowych. Był zdeterminowany, by to zrobić. Skupował akcje, wydając na to 15 milionów złotych. Zwiększył tym samym swoje zaangażowanie do 95,37 procent. Pozostałą część nabył w ramach przymusowego wykupu. Poza biznesem największą pasją Bieńkowskiego jest latanie. Jest pilotem, należy do zielonogórskiego aeroklubu. Ma oczywiście swój samolot. Kiedy ludzie widzą w powietrzu niebieską maszynę, to wiedzą, że to leci właściciel Stelmetu. Ze sterowanego silnikiem elektrycznym helikoptera AS350 też był dumny. Trzy lata temu latał nim wraz z ówczesnym prezesem Falubazu Adamem Golińskim nad stadionem Unii Leszno. To był okres jego największego emocjonalnego i finansowego zaangażowania w zielonogórski żużel. Teraz oczywiście nadal wspiera klub, ale ma do tego spory dystans. Inaczej jest z Gortatem, który ewidentnie się rozkręca. A jeśli prawdą jest to, co mówią o nim i Zmarzliku, to była gwiazda koszykówki, może sobie zapisać w CV doprowadzenie do najbardziej spektakularnego transferu żużlowego XXI wieku. Czytaj także: Bez Hamulców. Położyli mu miliony pod nos. Tak zareagował