Mniej więcej dokładnie dwa lata temu środowisko żużlowe obiegła nieoczekiwana informacja o tym, że trenerem ROW-u Rybnik nie będzie Piotr Świderski. Młody szkoleniowiec miał podjąć się niezwykle trudnej misji utrzymania w PGE Ekstralidze drużyny, która przynajmniej na papierze nie miała na to szans. ROW ostatecznie spadł, ale bez Świderskiego na pokładzie. Klub w oświadczeniu napisał, że powodem braku angażu trenera były rozbieżności przy sprawach formalnych, które uniemożliwiły dalszą współpracę. Świderski jednak pozostał w branży i jakiś czas później przejął Włókniarza Częstochowa, w którym początkowo sprawiał bardzo dobre wrażenie. Sezon 2021 jednak pokazał kilka wad w postępowaniu niedoświadczonego jeszcze trenera. Próbował "ustawiać" gwiazdy zespołu, mówić im jak mają jeździć, nie potrafił znaleźć sposobu na sensowny dialog. Zawodnicy narzekali także na sposób przygotowania toru. Kiepski był także wynik sportowy, bo Włókniarz nie awansował do fazy play-off. Gomólski poczuł to, co Świderski Adrian Gomólski co prawda nie został odsunięty całkowicie, ale może czuć swoisty brak zaufania do jego osoby. Gdy pojawiła się opcja powrotu Tomasza Bajerskiego, pierwotnie wybrany Gomólski poszedł błyskawicznie w odstawkę. I choć w klubie deklarują, że będzie pełnił ważną rolę, wspólnie z Bajerskim decydował o wszystkim, to jednak dobrze wiemy, że nie będzie na równi z nowym menedżerem. Gomólski przy Bajerskim zapewne w dużej mierze będzie się po prostu uczył fachu. Warto także dodać, że Gomólskiemu w ewentualnym znalezieniu za rok klubu, który będzie mógł poprowadzić już samodzielnie, może pomóc mocny tegoroczny skład PSŻ-u. Ekipa oparta o takich zawodników, jak jego brat czy Aleksandr Łoktajew, z pewnością jest jednym z faworytów ligi. Gomólski nawet jako ten drugi w duecie z Bajerskim w przypadku awansu będzie kojarzony z sukcesem już w debiucie.