Dariusz Ostafiński, Interia: Ciężko się do pana dodzwonić. Tomasz Gollob, były żużlowiec, mistrz świata z 2010 roku, ekspert Canal+: Każdy mój dzień jest bardzo intensywny. Mam dużo zajęć. Głównie jest to związane z rehabilitacją. Nie jest tak prosto utrzymać ciało w dobrej formie jeśli człowiek normalnie nie może chodzić. Dlatego mój każdy dzień, to praca, praca i raz jeszcze praca. Gollob: Takie rozmowy mnie deneerwują Cały dzień? - No może nie cały, ale prawie cały. Muszę mieć też czas na takie normalne życie, żeby posiedzieć i pogadać z rodziną, znajomymi. Niemniej od wypadku wszystko, każdy dzień, odbywa się pod dyktando zdrowia. To jest na pierwszym miejscu. Czasami łapię się na tym, że teraz poświęcam temu więcej czasu niż wtedy, gdy byłem zawodnikiem. Od razu wyjaśnię, że ja się nigdy nie obijałem. Zawsze dawałem z siebie sto procent, bo w żużlu każdy zbędny kilogram utrudnia jazdę. Zatem kiedyś ćwiczyłem bardzo dużo, a teraz jeszcze więcej. Na nogi jednak wciąż nie może pan stanąć. - No nie mogę. I denerwuję się, kiedy czytam w mediach rozmowy, jakie przeprowadzają ze mną dziennikarze, i piszą, że nagle stał się cud, bo Gollob chodzi. To czytają ludzie, którzy mają takie same problemy, jak ja. Niepotrzebnie dajemy im nadzieję. Pan daje im nadzieję swoją postawą. Tym, jak pan walczy o to, żeby niemożliwe stało się faktem. Każde zdjęcie wrzucane do sieci, na którym pan stoi, robi wrażenie. - Wiem. Zapewniam jednak, że to, iż stoję, to nie ma niczego wspólnego z cudem. Ja stoję przy pomocy urządzeń do pionizowania już od kilku lat. Może nie od pierwszego dnia od wypadku, ale niedługo potem. Po prostu wcześniej nie wrzucałem zdjęć. U Golloba zmieniło się tylko jedno Słowem postępu nie ma, ale i też pan się nie poddaje. - Oba te stwierdzenia są jak najbardziej prawdziwe. Nie ma co robić rewelacji tylko, dlatego że Golloba spionizowali i trzy razy w ciągu dnia postawili go na nogi. To jest część leczenia. Chodzi o to, żeby organizm nie siedział, żeby przyjmował też inne pozycje. Taki trzy sesje trwające po godzinie wiele mi daję. Jednak nie na tyle dużo, by mówić o postępie. Przypominam sobie, że Krzysztof Cegielski, który też doznał urazu kręgosłupa, także miał takie sesje, gdy jeszcze nie umiał chodzić. Czyli? - Czyli nie jest tak kolorowo, jak to czasami czytam, że jest. A jak u pana z czuciem? - Nic. Nie ma czucia. Wszystko jest tak, jak było. Nie ma czucia, nie ma chodzenie, nie ma stania. Gdybym miał ocenić mój stan sprzed 5 lat i ten obecny, to powiedziałbym, że w tych kwestiach nic się nie zmieniło. Chyba jednak się zmieniło. Psychicznie pan odżył. - To akurat prawda. Moje nastawienie jest teraz odpowiednie. Jest takie, jak być powinno. Mam duszę sportowca, dlatego walczę. Nieważne, że nic się nie zmienia, ani nie poprawia. Pracuję, ćwiczę, zrzucam zbędne kilogramy, żeby w razie czego być gotowym na to dobre, które może kiedyś do mnie przyjdzie. Gollob czeka aż lekarze coś wymyślą Ma pan nadzieję? - Ta nadzieja musi być. Jestem optymistą. Na złoty medal czekałem prawie dwadzieścia lat, więc potrafię też być bardzo cierpliwy. Pewnie jest pan w stałym kontakcie z profesorem Markiem Haratem. Są już jakieś metody, które mogłyby panu pomóc? Kiedyś był pan w kolejce do takiej kliniki w Szwajcarii. Tam testowano pewną metodę i stawiano na nogi ludzi z urazami rdzenia. - Nie ma na razie takiej metody, która byłaby dobra dla mnie. Ja walczę, żeby być gotowy, a świat medycyny walczy o skuteczny sposób leczenia takich urazów, jak mój. Tematu Szwajcarii, ani żadnego innego w tej chwili nie ma. Gollob nie chce rozmawiać o poziomie Grand Prix Rusza natomiast żużlowy sezon, a od zawodników słyszę, że tak drogo jeszcze nie było. Trener kadry Rafał Dobrucki jakiś czas temu zwrócił nam uwagę, że żużlowiec tylko na samych kołach ma 16 tysięcy, bo tyle kosztują dwa koła i dwie opony. - Już dawno przestałem to rozumieć. Koszty są absurdalne, ale więcej nie mogę powiedzieć, bo nie znam przyczyn. Natomiast kibicuję chłopakom, żeby te ceny spadły, bo rozumiem ten ból, gdy trzeba głębiej sięgnąć do portfela. Zmarzlik zostanie po raz czwarty mistrzem świata? Rywali ma słabszych niż pan kiedyś. - Życzę Bartkowi, żeby wygrał, a co do rywali, to proszę mnie zwolnić z odpowiedzi. Patrzę na to, mam swoje zdanie i niech tak zostanie. Motor czy Sparta? Kto wygra ligę? - Niby proste, ale jednak trudne to pytanie. Te kluby mają najlepszych zawodników i największe pieniądze. Teoretycznie trudno sobie wyobrazić finał bez nich. Jednak mądrzejsi będziemy po pierwszych meczach, gdy już zobaczymy, kto i w jakiej jest formie. Sam jestem ciekaw, jak Motor będzie wyglądał po zmianach. Mają Bartka, ale odeszli Drabik z Michelsenem. Wkrótce przekonamy się, jak to się przełoży na punkty i która konfiguracja da więcej. Będzie pan w tym roku dalej doradzał Polonii Bydgoszcz? - To od jakiegoś czasu działa tak, że jak mnie o coś proszą, to nie odmawiam. Jeśli tylko chcą wysłuchać tego, co myślę, jak chcą podpowiedzi, to jestem do dyspozycji. Starsi zawodnicy wiedzą, co i jak, ale młodszym moja osoba czasami się przydaje. Nie myślał pan o tym, żeby zostać trenerem, może nawet prezesem klubu. Gollob to wciąż jest duże nazwisko w żużlu. - Z tym trenowaniem to byłoby ciężko, bo nie mam nóg. Nie chodzę, a jednak za tymi młodymi trzeba by trochę pobiegać, coś pokazać. Chyba że wystarczyłoby to, co mam w głowie. Jakby była poważna oferta, to pewnie bym się zastanowił. Wiedzę mam. Jednak to chyba jeszcze nie w tym roku. Na razie pozostanę w wygodnym fotelu eksperta.